piątek, 31 sierpnia 2012

DZIEŃ BLOGA

31 sierpnia to Dzień Bloga i Blogerów :)). Świecka tradycja nakazuje, by z tej okazji zaprezentować 5 ulubionych blogów. Jako że nie potrafię wybrać najlepszej piątki ze 124 aktualnie subskrybowanych przeze mnie blogów książkowych, postanowiłam wybrać TOP 5 z innych blogów, na które często zaglądam. Nie będzie to jednak ranking sympatii gdzie miejsce 1. oznacza wygraną. Po prostu, każdy z tych pięciu blogów jest dla mnie równie ważny.

1. Chata Magoda. Uwielbiam ten blog za piękne zdjęcia i za Bieszczady za oknem. Po prostu. I to nic, że autorka jest ostatnio mało aktywna.

2. Moje wypieki. Moje kulinarne dokonania bazują głównie na tym blogu. Przepisy są doskonałe, precyzyjne - nie sposób coś zepsuć. No i te zdjęcia ....

3. Igłą szyte. Blog Krzysztofa Ignaczaka, libero męskiej reprezentacji Polski w siatkówce. Moja miłość do siatkówki jest niezmienna od wielu, wielu lat. I tak już zostanie.   

4. Pełnia lata w domu Tymianka. Ori, autorka bloga to kobieta o wielkim sercu. Nie zważając na nic ratuje zwierzęta, które znajdują się w strasznych warunkach. Anioł nie kobieta!

5. Kobieta mówi. Całkiem niedawno odkryłam blogi kosmetyczne. Jest ich całkiem sporo i cieszą się ogromną popularnością. Sama często na nie zaglądam, zwłaszcza gdy widzę w drogerii jakąś nowość i nie wiem czy warto ją kupić. Dziewczyny na pewno już przetestowały ten produkt.

A Wy? Jakie macie ulubione nie-książkowe blogi. Pochwalcie się. Może dzięki Wam uda mi się odkryć kolejne ciekawe miejsce. 

Pozdrawiam :))


zdjęcie pochodzi ze strony http://weheartit.com/

sobota, 25 sierpnia 2012

"Noce deszczu i gwiazd" - Maeve Binchy

Na książki Maeve Binchy zwróciłam uwagę dzięki Kasi.eire i jej pięknemu, emocjonalnemu wpisowi ku pamięci tej niedawno zmarłej autorki. Do niedawna byłam przekonana, że to jakieś kiepskie romansidła, tym bardziej, że polskie okładki skutecznie odstraszają od lektury. Słowo daję, że gdyby nie ten wpis, nigdy nie sięgnęłabym po tę autorkę. I popełniłabym wielki błąd, bo choć przeczytałam (a ściślej - wysłuchałam) dopiero jedną książkę, to czuję że będzie mi z tą autorską bardzo po drodze.
"Noce deszczu i gwiazd" to piękna, ciepła opowieść o czwórce zagranicznych turystów, których los zetknął ze sobą podczas pobytu na małej greckiej wysepce Agia Anna. Spotykają się w niewielkiej tawernie (prowadzonej przez Andreasa, starszego mężczyznę, od wielu lat czekającego na syna, który po ich kłótni wyjechał do Ameryki) i pogrążeni w żałobie przeżywają dramatyczne wydarzenia. Tego dnia spłonął statek wycieczkowy. Śmierć poniosło kilku turystów, jak również kilku mieszkańców wyspy. Ten wypadek bardzo ich do siebie zbliżył. Podczas wspólnego posiłku opowiadają historie ze swojego życia i zaprzyjaźniają się. Wśród nich jest David - młody Anglik, który uciekł przed koniecznością podjęcia pracy w firmie swojego bardzo bogatego i wymagającego ojca. David jest miłym, delikatnym młodym chłopakiem, który jeszcze nie zdecydował co chce robić w życiu, a presja rodziców wcale mu w tym nie pomaga. Jest piękna blondynka Elsa, w Niemczech jest popularną dziennikarką telewizyjną. Pewnego dnia rzuciła pracę, opuściła mężczyznę którego kochała i przyjechała do Grecji żeby zastanowić się nad swoim życiem i sensem związku z Dieterem. Kolejną bohaterką jest Fiona - irlandzka pielęgniarka. Przyjechała do Grecji ze swoim chłopakiem Shanem - wyjątkowo podłą kreaturą, którego nikt nie lubi, bo i nie ma za co, ale Fiona uparcie przy nim tkwi. Ostatnim uczestnikiem kolacji jest Thomas, rozwiedziony wykładowca z Kaliforni, który tęskni za synem Billem, ale uważa, że nie powinien mieszać się do jego życia.
Podczas pobytu na tej greckiej wyspie każdy z nich znajdzie rozwiązanie swoich problemów, choć rzadko takie, o jakim myśleli na początku. Niezastąpiona w doradzaniu okaże się Vonni. Starsza kobieta, Irlandka, która na wyspę przyjechała kilkadziesiąt lat temu i została. Jej doświadczenie życiowe, umiejętność obserwacji i chęć pomocy, okażą się bezcenne.
"Noce deszczu i gwiazd" to pozycja idealna na wakacje. Mądra, ciepła, niosąca nadzieję historia, którą polecam każdemu kto potrzebuje chwili oddechu i miłej lektury. To jedna z tych książek, których czytanie jest niczym balsam dla duszy.
Jeśli uda Wam się zdobyć wersję papierową zasłońcie okładkę żeby nie drażniła Was swoim niedopasowaniem do treści. A jeśli, tak jak ja, zdecydujecie się posłuchać audiobooka, to na pewno nie będziecie zawiedzeni.  Lektorką jest Elżbieta Kijowska, która ma bardzo miły i ciepły głos i słuchanie jej było czystą przyjemnością.
Kasiu.eire, możesz czuć się "matką chrzestną" mojego zauroczenia Maeve Binchy :)) Dziękuję :))


6/6

środa, 15 sierpnia 2012

"Co dzień zawdzięcza nocy" - Yasmina Khadra


 

Autor: Yasmina Khadra
Tytuł: "Co dzień zawdzięcza nocy" 

Tytuł oryginalny: "CE  QUE LE JOUR DOIT A LA NUIT"    

Tłumaczenie: Bożena Sęk

Wydawnictwo: Sonia Draga 

Liczba stron: 322
Miejsce i data wydania: Katowice 2012
 

 




Gdybym napisała, że rzadko czytuję książki algierskich pisarzy, byłby to z pewnością eufemizm. Tak naprawdę "Co dzień zawdzięcza nocy", której autorem jest  Yasmina Kharda, jest chyba pierwszą algierską powieścią jaką przeczytałam. Niewątpliwie powodem dla którego zwróciłam uwagę na tę książkę była okładka. Piękna, z drzewem na tle, jak przypuszczam, wschodzącego słońca.

Akcja powieści rozpoczyna się w latach 30. XX wieku, gdy Algieria jest jeszcze kolonią francuską. Pewien biedny rolnik Isa, po kolejnej klęsce która spadła na jego ziemie, postanawia zabrać rodzinę do miasta Jenane Jato i tam szukać możliwości zarobku. Niestety w mieście o pracę jest równie ciężko. Mimo, że Isa pracuje ciężko całymi dniami, nie jest w stanie zapewnić odpowiedniego bytu swojej rodzinie. Nie chce też przyjąć pomocy od swojego starszego brata, który jest aptekarzem w Oranie i któremu wiedzie się bardzo dobrze. Pewnego dnia Isa zostaje napadnięty i obrabowany z oszczędności, które miały mu pomóc w wyjściu na prostą. Zdruzgotany tym faktem postanawia oddać syna bratu, aby ten zapewnił mu dobre życie. Tak też się dzieje. Stryj i jego żona Germaine nie mogą mieć dzieci, więc przyjmują Junusa z otwartymi rękoma.Zaczyna on wieść normalne życie, chodzi do szkoły i ma przyjaciół, ale myślami ciągle wraca do swojego poprzedniego życia, myśli o matce i siostrze, które żyją w biedzie, ale ze strachu przed gniewem ojca nie pozwalają sobie pomóc.
Wybucha wojna, stryj Mahi zostaje aresztowany za kontakty z algierskimi nacjonalistami, a po wyjściu na wolność jest już innym człowiekiem. Zamkniętym w sobie, przestraszony, wyobcowany. Postanawia zabrać rodzinę do Rio Salado. To właśnie tam Junus (stryj nazywa go Jonasem) dorasta. Jean-Christophe Lamu, Simon Benyamin, Fabrice Scamaroni i on, tworzą paczkę, która "była najpiękniejszą przyjaźnią jakiej było mu dane dostąpić". Wspólnie przeżywają radości i smutki, pierwsze miłości i rozterki młodości. Choć każdy pochodzi z innej rodziny i jest wychowany w innej tradycji potrafią się porozumieć. Niestety, w pewnym momencie w ich przyjaźń wkracza polityka i kobieta. Czy miłość do jednej kobiety i różnice w postrzeganiu sensu walki narodowowyzwoleńczej sprawią, że przyjaźń się rozpadnie. Kto przeczyta książkę, ten będzie wiedział. Ja już nic więcej nie zdradzę :)

Od razu powiem, że nie jest to lektura łatwa. I nie wynika to z języka, bo ten akurat jest piękny i barwny, niezwykle plastyczny, przesycony kolorami i zapachami. To problemy z jakimi muszą borykać się bohaterowie powodują, że momentami czyta się tę książkę dosyć ciężko. Jednak absolutnie nie żałuję, że przeczytałam ją do końca, gdyż zakończenie rekompensuje wszystko. Jest naprawdę świetne.

"Co dzień zawdzięcza nocy" to powieść wielowątkowa. Wydarzenia polityczne rozgrywające się w Algerii w czasie wojny oraz walka o niepodległość w latach 50. odgrywają dużo rolę w życiu bohaterów. Przyjaźń i zaufanie wystawione są na wielką próbę. Narodowość i religia, które wcześniej nie miały wpływu na ich relacje, teraz są powodem różnic i konfliktów.

Na koniec krótko o wadach książki.
Pierwszy mały minusiki daję za to, że momentami akcja wydawała się zbyt rozwlekła, a momentami potraktowana zbyt skrótowo. Były fragmenty kiedy nie miałam pojęcia do czego autor zmierza.
Drugi musik to Jonas. Główny bohater nie zyskał mojej sympatii. Gdy był dzieckiem było okej, ale jako dorastający chłopiec i młody mężczyzna był potwornie irytujący w tej swojej bierności, stagnacji, niezdecydowaniu i poczuciu wyobcowania. Nie lubię ludzi, którzy tak się zachowują, więc i główny bohater nie mógł mi się podobać.
Niemniej książkę oceniam bardzo wysoko i będę rozglądać się za innymi, przetłumaczonymi na język polski, powieściami Yasmina Khadry. Jeśli inne jego książki są równie dobre, to z pewnością warto je przeczytać.

5/6




poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Nie miała baba kłopotu .... znalazła kolejnego kota

Rok temu pisałam o pewnym Panu Kocie, który postanowił zamieszkać ze mną. Pisałam o tym tu: link . Rok minął szybko i znowu sytuacja niemalże identyczna. 
Sobota rano - bezdomny, potwornie wychudzony kot siedzi niedaleko mojego bloku. 
Sobota wieczór - kot siedzi nadal, z tą różnicą, że troszkę bliżej mojej klatki. Kot nie jest dziki, pozwala się głaskać i mruczy przy każdym dotknięciu. Jeść nie chce. 
Niedziela rano - kot leży na trawniku 10 metrów od mojej klatki. Wygląda naprawdę źle i nie reaguje nawet na moje psy. Nie ma siły uciekać. 
Niedziela godz. 12.00 - kot jest w mojej łazience. Nie je, nie pije, śpi. Psy bardzo zainteresowane nowym domownikiem, Pan Kot Tymianek jeszcze nie zauważył, że ma kolegę. 
Poniedziałek, wtorek, środa - walczymy dzielnie o życie kota, dostaje masę leków, kroplówki. Jego stan jest tak zły, że nadal odmawia jedzenia. Karmimy go więc na siłę. 
Środa wieczór - radość nieopisana, kot wreszcie zaczął jeść. 
Cały następny tydzień - kot je ..... choć to nie do końca odzwierciedla rzeczywistość ..... tak naprawdę kot żre ;) Dzięki temu sierść nie wychodzi już z niego całymi garściami i każdego dnia wygląda lepiej, choć jego chudość ciągle przeraża. 
W tym czasie kot Tymianek przeżywa małą fascynację nowym kolegą. Nawet miska straciła na atrakcyjności w obliczu takiego towarzystwa. Właściwie wszystko inne przestało być ważne, ważny jest tylko Ten Nowy.
Nowy kolega, żeby wpasować się w towarzystwo przyjął imię Lubczyk. Wkrótce będzie szukał nowego domu. Jeśli to mu się nie uda, zostanie gdzie jest. Jeden kot w tą czy tamtą .... już chyba nie robi różnicy ;) Ale może ktoś chce kotka? Bardzo miły, dorosły, a gdy dojdzie do siebie będzie na pewno pięknym kocurkiem. 
A na dzień dzisiejszy wygląda tak.  







 I jeszcze zdjęcia po kąpieli.







 Dla porównania Tymianek, który rok temu wyglądał jak "siedem nieszczęść".




Co jest z niektórymi ludźmi? Jak można wziąć odpowiedzialność za zwierzę, zapewnić mu dom i pełną miskę, a potem tak po prostu wyrzucić? Czy tacy ludzie nie mają sumienia? Czy mogą spać spokojnie?



niedziela, 12 sierpnia 2012

Danuta Mostwin - "Ja za wodą, ty za wodą"

Autor: Danuta Mostwin
Tytuł: "Ja za wodą, ty za wodą"
Wydawnictwo:Norbertinum
Liczba stron: 290
Data wydania: 2003 (Lublin)


Danuta Mostwin jest być może jedną z najważniejszych powojennych polskich pisarek, zwłaszcza jeśli chodzi o twórców emigracyjnych. Niestey, mimo to jej książek nie znajdziecie na listach bestsellerów ani na najbardziej eksponowanych półkach w sieciowych księgarniach. Na szczęście w pewnych kręgach jej twórczość jest bardzo znana i ceniona, osobiście znam pewną miłą panią bibliotekarkę, która Danutę Mostwin wielbi bezgranicznie i uważa, że jej twórczość po prostu należy znać. 
No więc wzięłam się za to poznawanie (może nie do końca we właściwej kolejności, ale co tam). 
Efekt? Pozytywny i zachęcający do dalszego poznawania. 
Danuta Mostwin w swojej twórczości podejmowała głównie temat powojennej emigracji do Stanów Zjednoczonych. Nie prezentowała ckilwego sentymentalizmu i rzewnych wspomnień, skupiła się przede wszystkim na życiu codziennym i przedstawieniu jak najprawdziwszego obrazu polskich emigrantów. Troszkę z boku, z perspektywy kobiety, która w nowej ojczyźnie odniosła sukces (była bardzo cenioną lekarką specjalizującą się w zdrowiu psychicznym rodziny) pokazała umiejętność adaptacji do nowych warunków i przemiany zachodzące w emigrantach. W jej prozie to zazwyczaj kobiety są tymi, którym lepiej ta adaptacja wychodzi. Wielu krytyków twierdzi, że pomimo bogatej tradycji pisarstwa emigracyjnego to właśnie twórczość Danuty Mostwin daje najpełniejszy obraz emigracji powojennej, a jej walory poznawcze są nie do przecenienia. Czytając "Ja za wodą, ty za wodą" nietrudno zgodzić się z tymi opiniami, bo to nie tylko dobra literatura obyczajowa, ale także bardzo ciekawe studium ludzkiej psychiki.
Akcja powieści rozgrywa się w latach 60. XX wieku. Mamy dwóch głównych bohaterów. Obydwoje przybywają z Polski na stypendia. On - doktor medycyny Adam Ketler chce przeprowadzić tu badania, które być może pomogą mu w przyszłej karierze. Liczy na to, że uda mu się zaoszczędzić parę dolarów (głownie dzięki wpraszaniu się na kolacje do rodaków, którzy w Stanach są dłużej i tęsknią za nowinkami z kraju), a po powrocie kupić na talon samochód. Rozważa też możliwość pozostania w USA na dłużej, gdyby taka okazja się nadarzyła. Ona - Joanna Janiak, doktor chemii biologicznej, również na stypendium. Wymusiła na mężu, który sam ciągle jeździł po świecie, żeby załatwił jej to stypendium. Załatwił, choć uważał, że kobiety nie mają logicznego umysłu i praca naukowa nie jest dla nich. Joasia jest pracowita, delikatna, trochę nieśmiała i stłamszona przez męża. W Ameryce rozkwita, jest adorowana przez jednego z doktorów i ma czas na przemyślenie wielu spraw.  
W przeciwieństwie do niej, Ketler jest postacią, którą trudno polubić. "Całuje rączki" każdej napotkanej kobiecie i dysponuje całym arsenałem żałosnych komplementów. Podglądając ich losy (zupełnie odrębne - choć spotkają się kilka razy), spotkania w których uczestniczą i sytuacje które z tych spotkań wynikają poznajemy problemy emigracji. Chciałam napisać "polskiej emigracji", ale te problemy są tak uniwersalne i ponadczasowe, że dotyczą pewnie wszystkich narodowości.  Sentymentalne wspominanie tego co polskie, pielęgnowanie tradycji, życie przeszłością, problemy z tożsamością i patrzenie z dezaprobatą, ale i z odrobiną zazdrości i na ludzi, którzy wtopili się w społeczeństwo amerykańskie. W tej książce widoczne są wszystkie te zjawiska. 
" - Mamusia, widzi pan, jest ckliwo-sentymentalna. Polska ziemia, polskie słońce, Polsko, ojczyzno moja, itd. Witold mówi o tragedii emigracyjnej, a ja czuję się tu dobrze, Polskę, a raczej polskie dziedzictwo miło wspominam, lubię bigos i barszcz, i polską wódkę.
 - Ona tylko tak mówi - szepnęła matka - ona tylko stara się być taka ....
 - Wcale się nie staram! A moje dzieci, dziewczynki, to znów zupełnie co innego. Mówią po polsku, ale lepiej po angielsku i to są już Amerykanki, najzdrowiej, najnormalniej.
 - Ale dzieci kochają Polskę - szepnęła matka - Irenka prosiła, żeby jej opowiadać o Polsce. 
 - Do czasu, mamusiu, potem ty ją będziesz prosiła, żeby słuchała."
(s. 19)
------------
"Tradycja - mówiła - czując kłucie łez pod powiekami, łaskotanie gardła i to wszystko, co razem, ze zwyczajami i obrzędami połączyło się w jedną, o barwach narodowych tkaninę: patriotyzm i uczucia religijne, żal za krajem własnej młodości i przywiązanie do rodzinnego, utraconego majątku, wszystko, jak jeden bodziec wywoływało to samo ciepłe, sentymentalne wzruszenie i podniecało zmęczoną Alinę Kruk-Czerny do gotowania flaczków, bigosu, barszczu, do pieczenia drożdżowych ciast i gromadzenia w swym emigranckim domu ludzi, którym w tych ciastach, flaczkach, barszczu i bigosie oddawała samą siebie ze szczodrą staropolską gościnnością.
Przez resztę roku Krukowie jedli zupy z puszki albo z proszku, hamburgery, pieczoną fasolę z puszki, hot dogi i stek od czasu do czasu i nie różnili się w wyborze menu od przeciętnej amerykańskiej rodziny."
(s. 124).

Poza ogromnymi walorami poznawczymi i postaciami, których losy bardzo wciągają "Ja za wodą, ty za wodą" ma jeszcze jeden ogromny atut. Język! 
Danuta Mostwin potrafi niesamowicie czarować słowem. Piękne, bardzo plastyczne i działające na wyobraźnię opisy miejsc i ludzi, przeplatają się z żywymi dialogami. Spotkanie emigrantów przy noworocznym stole jest absolutnym majstersztykiem. Narracja prowadzona jest tak, że rozmowy z różnych części stołu przeplatają się ze sobą. Sprawia to wrażenie że faktycznie słyszymy gwar licznych rozmów przy stole. 
"-Kto to jest ta pani w brokatowej sukni?
- Kto, co? - ocknęła się pani De Chatin. Doktor Ketler usłyszał, wychylił kieliszek, nalał sobie, powiedział:
- Piękna kobieta, prawda?
- O tak, tak - pani De Chatin kiwa głową twierdząco, uroczyście - szalenie, taka, taka .... szalenie ognista. To zdaje się żona tego pana tam, co z majorem.
Major przymrużył jedno oko:
- Ta twoja żona, Witold, to zadzierżysta.
- Niech się bawi. - Witold się śmieje. Wszystko mu staje się obojętne. [...]
- A, pamiętam wasz ślub w Londynie - mówi major - jak dziś pamiętam. Tylko Witold, żonkę trzeba bić, trzeba żonkę bić.
Alina Kruk-Czerny kłania się, zaprasza:
- Barszczyk na stole. - A do męża cicho: - Jan, tego doktora, tego Amerykanina, koło majora.
- Koło majora?
" (s. 139)

Polecam tę książkę każdemu, kto ma ochotę na dobrą, napisaną piękną polszczyzną książkę, a przede wszystkim tym, którzy podobnie jak ja czują, że wciąż za mało czytają książek polskich autorów i to niekoniecznie tych z list bestsellerów :-)
 

Dodam jeszcze, że "Ja za wodą, ty za wodą" należy do cyklu pt. "Saga polska".
Całość wygląda następująco:
1. Cień księdza Piotra
2. Szmaragdowa zjawa   
3. Tajemnica zwyciężonych
4. Nie ma domu
5. Dom starej lady
6. Ameryko! Ameryko!
7. Ja za wodą, ty za wodą











Bardzo ciekawa biografia pisarki znajduje się na stronie  http://www.oficynamjk.com.pl/mostwin/




* zdjęcie pochodzi ze strony:  http://www.oficynamjk.com.pl/mostwin/

 

niedziela, 5 sierpnia 2012

"Kukułka" - Antonina Kozłowska

 

Autor: Antonina Kozłowska

Tytuł: "Kukułka"

Wydawnictwo: Otwarte

Liczba stron: 288

Data wydania: 2010 (Kraków)








"Kukułka" to opowieść o dwóch kobietach, których losy łączą się za sprawą jednej maleńkiej istotki. Pierwsza z nich, Marta, ma dobrą pracę, męża i mieszkanie na ogrodzonym osiedlu z ochroną przy wjeździe. Wydawać by się mogło, że wiedzie dobre i spokojne życie i ma wszystko czego chcieć można. Ale tak nie jest. Jedne czego Marta pragnie ponad wszystko inne, a czego nie może mieć, jest dziecko. Kolejne ciąże kończą się poronieniem, ale ona nie rezygnuje, choć podświadomie boi się, że kolejne poronienia są karą za to, że w młodości usunęła ciążę. Coraz bardziej zamyka się w sobie. Zza firanki podgląda szczęśliwych rodziców spacerujących ze swoimi pociechami, unika spotkań ze znajomymi, których głównym tematem są kolki, ząbkowanie i sukcesy ich dzieci i marzy o własnym.
"Kiedy zapragniesz różowego słonia, różowe słonie nagle pojawią się wszędzie dookoła - będą wabić cię z każdej wystawy sklepowej, okładki gazety, będą wysuwać trąby ze wszystkich kątów i wachlować się różowymi uszami na skraju twojego pola widzenia. Kiedy zapragniesz takie słonia z całego serca i z jakiegoś powodu okaże się, że nie możesz go dostać, zaczniesz mijać na ulicy setki osób prowadzących takie zwierzaki na smyczy, przytulających je, noszących na rękach, choć wcześniej przez całe lata mogłaś nawet nie zdawać sobie sprawy z istnienia różowych słoni. Marta ma wrażenie, że różowe słonie otaczają ją ogromnym stadem. Wszędzie dookoła są ciężarne, matki, wózki i niemowlęta, osiedle rozbrzmiewa płaczem, śmiechem, nawoływaniami i piskliwymi melodyjkami wygrywanymi przez pozytywki." (s. 62)

Druga kobieta ma na imię Iwona, ma dwójkę dzieci, nisko płatną pracę woźnej w szkole, byłego męża, zrzędliwą matkę i mnóstwo niespełnionych marzeń. Jej życie miało być inne, miała mieszkać z kochającym mężem na nowoczesnym osiedlu, miała pracować w zagranicznej firmie i wieść dobre i spokojne życie. Los chciał jednak inaczej. W efekcie Iwona musi sobie radzić sama. Bierze więc dodatkowe prace i pewnego dnia podczas przeglądania ofert w gazecie natrafia na artykuł o agencji która kojarzy bezdzietne pary z kobietami, które będą tzw. brzuchem zastępczym. Wie, że nie jest to prawdą to co mówił jej ojciec, że "każda głupia potrafi zajść w ciążę" i zapisuje numer telefonu.
W ten sposób losy obu kobiet łączą się ze sobą. Iwona zostaje surogatką i nosi w sobie dziecko Marty i Filipa.


Dalszych losów bohaterów nie mogę zdradzić, gdyż powiedziałabym zbyt dużo i zepsułabym radość z lektury, tym którzy mają ochotę na tę książkę. A przecież polecam ją gorąco, bo pomimo drobnych braków (o których za chwilę), historia jest bardzo wciągająca i zajmująca głowę. Spędziłam z "Kukułką" zaledwie jedno popołudnie. Na później odkładałam inne zajęcia, gdyż tak bardzo chciałam dowiedzieć jak zakończy się ta przepełniona skrajnymi emocjami książka.  

Przeczytałam trzy powieść Antoniny Kozłowskiej i wydaje mi się, że jest ona dużo lepszym socjologiem niż psychologiem. Od bohaterów swoich książek lepiej potrafi opisywać grupy społeczne, zjawiska socjologiczne, przemiany zachodzące we współczesnej Polsce. To robi naprawdę świetnie. Tymczasem postaci z jej książek, reprezentujący moje pokolenie i borykający się z problemami, których i jak doświadczam, są jak dla mnie zbyt mało charakterystyczni. Myśląc o Marcie czy Iwonie mam wrażenie, że oglądam je przez szybę, a próbując je sobie wyobrazić, widzę jedynie ich imiona napisane na kartce. A chciałabym żeby były dla mnie bardziej realnymi postaciami, takimi które zostałyby w mojej głowie na długo.To jeden minusik.
Drugi to zakończenie "Kukułki". Anaman, autorka blog Rzecz o książkach napisała, że zakończenie było zbyt cukierkowe. Zgadzam się z tym. Dla mnie to najsłabszy fragment książki. Trudno uwierzyć, że Marta będąca w tak kiepskim stanie jest w stanie szybko i kompleksowo "pozbierać się" i zacząć żyć na nowo. A także fakt, że Iwona nie zerwała z nią wszelkich kontaktów. No, ale nie wszystko musi mi się podobać i nie każde zakończenie musi być takie jakbym chciała. I tak uważam, że to dobra książka (jak dla mnie najlepsza w dotychczasowym dorobku autorki), a co istotne, podejmująca ważny i trudny temat, o którym należy rozmawiać.
Daję jej cztery gwiazdki :-)
 




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...