niedziela, 12 sierpnia 2012

Danuta Mostwin - "Ja za wodą, ty za wodą"

Autor: Danuta Mostwin
Tytuł: "Ja za wodą, ty za wodą"
Wydawnictwo:Norbertinum
Liczba stron: 290
Data wydania: 2003 (Lublin)


Danuta Mostwin jest być może jedną z najważniejszych powojennych polskich pisarek, zwłaszcza jeśli chodzi o twórców emigracyjnych. Niestey, mimo to jej książek nie znajdziecie na listach bestsellerów ani na najbardziej eksponowanych półkach w sieciowych księgarniach. Na szczęście w pewnych kręgach jej twórczość jest bardzo znana i ceniona, osobiście znam pewną miłą panią bibliotekarkę, która Danutę Mostwin wielbi bezgranicznie i uważa, że jej twórczość po prostu należy znać. 
No więc wzięłam się za to poznawanie (może nie do końca we właściwej kolejności, ale co tam). 
Efekt? Pozytywny i zachęcający do dalszego poznawania. 
Danuta Mostwin w swojej twórczości podejmowała głównie temat powojennej emigracji do Stanów Zjednoczonych. Nie prezentowała ckilwego sentymentalizmu i rzewnych wspomnień, skupiła się przede wszystkim na życiu codziennym i przedstawieniu jak najprawdziwszego obrazu polskich emigrantów. Troszkę z boku, z perspektywy kobiety, która w nowej ojczyźnie odniosła sukces (była bardzo cenioną lekarką specjalizującą się w zdrowiu psychicznym rodziny) pokazała umiejętność adaptacji do nowych warunków i przemiany zachodzące w emigrantach. W jej prozie to zazwyczaj kobiety są tymi, którym lepiej ta adaptacja wychodzi. Wielu krytyków twierdzi, że pomimo bogatej tradycji pisarstwa emigracyjnego to właśnie twórczość Danuty Mostwin daje najpełniejszy obraz emigracji powojennej, a jej walory poznawcze są nie do przecenienia. Czytając "Ja za wodą, ty za wodą" nietrudno zgodzić się z tymi opiniami, bo to nie tylko dobra literatura obyczajowa, ale także bardzo ciekawe studium ludzkiej psychiki.
Akcja powieści rozgrywa się w latach 60. XX wieku. Mamy dwóch głównych bohaterów. Obydwoje przybywają z Polski na stypendia. On - doktor medycyny Adam Ketler chce przeprowadzić tu badania, które być może pomogą mu w przyszłej karierze. Liczy na to, że uda mu się zaoszczędzić parę dolarów (głownie dzięki wpraszaniu się na kolacje do rodaków, którzy w Stanach są dłużej i tęsknią za nowinkami z kraju), a po powrocie kupić na talon samochód. Rozważa też możliwość pozostania w USA na dłużej, gdyby taka okazja się nadarzyła. Ona - Joanna Janiak, doktor chemii biologicznej, również na stypendium. Wymusiła na mężu, który sam ciągle jeździł po świecie, żeby załatwił jej to stypendium. Załatwił, choć uważał, że kobiety nie mają logicznego umysłu i praca naukowa nie jest dla nich. Joasia jest pracowita, delikatna, trochę nieśmiała i stłamszona przez męża. W Ameryce rozkwita, jest adorowana przez jednego z doktorów i ma czas na przemyślenie wielu spraw.  
W przeciwieństwie do niej, Ketler jest postacią, którą trudno polubić. "Całuje rączki" każdej napotkanej kobiecie i dysponuje całym arsenałem żałosnych komplementów. Podglądając ich losy (zupełnie odrębne - choć spotkają się kilka razy), spotkania w których uczestniczą i sytuacje które z tych spotkań wynikają poznajemy problemy emigracji. Chciałam napisać "polskiej emigracji", ale te problemy są tak uniwersalne i ponadczasowe, że dotyczą pewnie wszystkich narodowości.  Sentymentalne wspominanie tego co polskie, pielęgnowanie tradycji, życie przeszłością, problemy z tożsamością i patrzenie z dezaprobatą, ale i z odrobiną zazdrości i na ludzi, którzy wtopili się w społeczeństwo amerykańskie. W tej książce widoczne są wszystkie te zjawiska. 
" - Mamusia, widzi pan, jest ckliwo-sentymentalna. Polska ziemia, polskie słońce, Polsko, ojczyzno moja, itd. Witold mówi o tragedii emigracyjnej, a ja czuję się tu dobrze, Polskę, a raczej polskie dziedzictwo miło wspominam, lubię bigos i barszcz, i polską wódkę.
 - Ona tylko tak mówi - szepnęła matka - ona tylko stara się być taka ....
 - Wcale się nie staram! A moje dzieci, dziewczynki, to znów zupełnie co innego. Mówią po polsku, ale lepiej po angielsku i to są już Amerykanki, najzdrowiej, najnormalniej.
 - Ale dzieci kochają Polskę - szepnęła matka - Irenka prosiła, żeby jej opowiadać o Polsce. 
 - Do czasu, mamusiu, potem ty ją będziesz prosiła, żeby słuchała."
(s. 19)
------------
"Tradycja - mówiła - czując kłucie łez pod powiekami, łaskotanie gardła i to wszystko, co razem, ze zwyczajami i obrzędami połączyło się w jedną, o barwach narodowych tkaninę: patriotyzm i uczucia religijne, żal za krajem własnej młodości i przywiązanie do rodzinnego, utraconego majątku, wszystko, jak jeden bodziec wywoływało to samo ciepłe, sentymentalne wzruszenie i podniecało zmęczoną Alinę Kruk-Czerny do gotowania flaczków, bigosu, barszczu, do pieczenia drożdżowych ciast i gromadzenia w swym emigranckim domu ludzi, którym w tych ciastach, flaczkach, barszczu i bigosie oddawała samą siebie ze szczodrą staropolską gościnnością.
Przez resztę roku Krukowie jedli zupy z puszki albo z proszku, hamburgery, pieczoną fasolę z puszki, hot dogi i stek od czasu do czasu i nie różnili się w wyborze menu od przeciętnej amerykańskiej rodziny."
(s. 124).

Poza ogromnymi walorami poznawczymi i postaciami, których losy bardzo wciągają "Ja za wodą, ty za wodą" ma jeszcze jeden ogromny atut. Język! 
Danuta Mostwin potrafi niesamowicie czarować słowem. Piękne, bardzo plastyczne i działające na wyobraźnię opisy miejsc i ludzi, przeplatają się z żywymi dialogami. Spotkanie emigrantów przy noworocznym stole jest absolutnym majstersztykiem. Narracja prowadzona jest tak, że rozmowy z różnych części stołu przeplatają się ze sobą. Sprawia to wrażenie że faktycznie słyszymy gwar licznych rozmów przy stole. 
"-Kto to jest ta pani w brokatowej sukni?
- Kto, co? - ocknęła się pani De Chatin. Doktor Ketler usłyszał, wychylił kieliszek, nalał sobie, powiedział:
- Piękna kobieta, prawda?
- O tak, tak - pani De Chatin kiwa głową twierdząco, uroczyście - szalenie, taka, taka .... szalenie ognista. To zdaje się żona tego pana tam, co z majorem.
Major przymrużył jedno oko:
- Ta twoja żona, Witold, to zadzierżysta.
- Niech się bawi. - Witold się śmieje. Wszystko mu staje się obojętne. [...]
- A, pamiętam wasz ślub w Londynie - mówi major - jak dziś pamiętam. Tylko Witold, żonkę trzeba bić, trzeba żonkę bić.
Alina Kruk-Czerny kłania się, zaprasza:
- Barszczyk na stole. - A do męża cicho: - Jan, tego doktora, tego Amerykanina, koło majora.
- Koło majora?
" (s. 139)

Polecam tę książkę każdemu, kto ma ochotę na dobrą, napisaną piękną polszczyzną książkę, a przede wszystkim tym, którzy podobnie jak ja czują, że wciąż za mało czytają książek polskich autorów i to niekoniecznie tych z list bestsellerów :-)
 

Dodam jeszcze, że "Ja za wodą, ty za wodą" należy do cyklu pt. "Saga polska".
Całość wygląda następująco:
1. Cień księdza Piotra
2. Szmaragdowa zjawa   
3. Tajemnica zwyciężonych
4. Nie ma domu
5. Dom starej lady
6. Ameryko! Ameryko!
7. Ja za wodą, ty za wodą











Bardzo ciekawa biografia pisarki znajduje się na stronie  http://www.oficynamjk.com.pl/mostwin/




* zdjęcie pochodzi ze strony:  http://www.oficynamjk.com.pl/mostwin/

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...