czwartek, 27 lutego 2014

Share Week 2014

Już kiedyś pisałam, że blogi książkowe nie są jedynymi, które namiętnie czytam. Lubię też blogi dekoratorskie, lifestylowe, poradnikowe. Czasami temat jest mniej ważny, ważniejsze żeby autor pisał mądrze i zajmująco, a wygląd bloga był przyjazny i estetyczny. Choć jeśli mam wybierać - wolę żeby blog był brzydszy, ale mądry, niż odwrotnie. Stąd na mojej liście także strony, które nie do końca przejmują się estetyką i najnowszymi trendami w wyglądzie. Są za to bezkonkurencyjne jeśli chodzi o treść.
Kiedy więc na jednym z moich ulubionych blogów - Jest kultura (jeśli do tej pory nie znaliście tego bloga, gorąco polecam - jest świetny!!!) przeczytałam o autorskiej akcji Andrzeja Tucholskiego Share Week zaczęłam gorączkowo robić ranking ulubionych blogów. Andrzej sugeruje, żeby wybrać trzy naszym zdaniem najlepsze blogi/vlogi (może być więcej).


Nie ma takiej opcji, żeby wybrała tylko trzech blogerów. Z piątką może być trudno, ale przy odrobinie zdyscyplinowania dam radę.

Tak więc do roboty:
1. http://styledigger.com/  - Joanny Glogazy. Autorka podejmuje przeróżne tematy, ale zawsze pisze interesująco i mądrze. Ponadto wyszukuje dla swoich czytelników ciekawe linki i robi z nich zbiorcze wpisy pod nazwą Hatifnaty. Uwielbiam!!



2. http://designyourlife.pl/
Alina, autorka bloga ma w sobie coś tak szczerego i miłego, że zawsze z przyjemnością zaglądam do jej świata. Całkiem niedawno zmieniła szatę graficzną i układ strony, więc poruszanie się po jej blogu jest jeszcze przyjemniejsze. Plus doskonałe pomysły i DIY!!
Blog Dagmary jest jednym z przyjemniejszych miejsc w sieci. Piękne zdjęcia, świetne pomysły dekoratorskie. Szkoda, że wpisy ukazują się niezbyt często, ale zawsze czekam na nie z niecierpliwością.
Marta jest kopalnią wiedzy na temat życia w zgodzie z naturą, bez chemii i bez wydawania majątku na produkty tzw. ekologiczne. Często pisze też o wychowywaniu dzieci, problemach społecznych, zwierzętach. Bardzo mądry i zmuszający do przemyśleń blog. A jeśli chodzi o szatę graficzną to .... hmmmm..... są pewne rezerwy ;)




I na miejscu 5. ex aequo, gdyż oba blogi bardzo lubię i bardzo chciałam, żeby znalazły się w tym spisie.
5a.  http://miastoksiazek.blox.pl/html
Paulina jest blogerką, którą czytam nieprzerwanie od 2007 roku. Jej gust czytelniczy często pokrywa się z moim i to dzięki niej odkryłam mnóstwo wspaniałych książek. Istna skarbnica literackiej wiedzy, zwłaszcza jeśli dotyczy to literatury angielskiej.  


i
5b. http://direwolf.pl/
Blog Waldka odkryłam niedawno, ale czytam każdy jego wpis i nigdy nie wiem czego się spodziewać. Czasami pięknie pisze o swojej rodzinie i psach, innym razem zabawnie traktuje o kwestiach społecznych czy kulturowych. Plus świetne zdjęcia.


Może Wy też weźmiecie udział w Share Week i podzielicie się linkami do swoich ulubionych blogów? 

Pozdrowienia :))



niedziela, 23 lutego 2014

Nie każdy powinien pisać biografie

Kiedyś, gdy byłam dużo młodsza (pewnie jeszcze w czasach licealnych) wydało mi się, że biografie czytają tylko emeryci lub bardzo mądre starsze panie z wyglądu przypominające Maję Komorowską. Nie mam pojęcia skąd wzięły się te skojarzenia, ale były żywe w mojej głowie. Teraz, gdy coraz częściej sięgam po biografie, to wspomnienie wróciło i zastanawiam się czy naprawdę jestem już taka wiekowa czy to moje młodzieńcze postrzeganie świata było oparte na fałszywych podstawach. Najwyraźniej było, bo przecież do radosnej emerytury mam jeszcze ho ho ho ;)

Tak więc już po wstępie domyślacie się, że mam dzisiaj dla Was biografię, a właściwie dwie. Pierwsza, to "Sekretna kochanka Dickensa" Claire Tomalin, którą przeczytałam w styczniu. Natomiast druga to autobiografia pisarki, której nazwisko jest jednym z najbardziej rozpoznawanych na świecie. Mowa o Agacie Christie. 

 




















O ile w przypadku pierwszego tytułu nastawiałam się raczej na pobieżne przejrzenie książki i przeczytanie, co najwyżej, większych fragmentów, o tyle na autobiografię Christie wręcz nie mogłam się doczekać (pierwsza czytała ją moja mama).
Los bywa jednak przewrotny i szybko okazało się, że książki Tomalin nie da się czytać na wyrywki, bo jest niezwykle pasjonująca i po kilkudziesięciu stronach już nie można się oderwać. Natomiast Agatha Christie wynudziła mnie nieprawdopodobnie i to ją zaczęłam przeglądać w poszukiwaniu ciekawszych fragmentów. Na próżno. Aż trudno uwierzyć, że tak nieciekawa i właściwie nudna osoba mogła pisać tak fantastyczne, porywające powieści kryminalne. Zastanawiam się czy taka faktycznie była, czy tak siebie opisała. Tu pojechała, z tym się spotkała, to zrobiła, tej odpowiedziała i z tej zabawnej riposty obie się zaśmiewały, a tymczasem ja to czytałam i nic śmiesznego nie widziałam. Albo fragment, który zapamiętam na długo. Wybuchła II wojna światowa. Agatha z mężem (też drugim) przyjechała do domu do Londynu i co zauważa? Otóż: "Naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, spadła mina lądowa i kompletnie zburzyła trzy domy. W efekcie u nas wyleciała w powietrze piwnica - jakoby najbezpieczniejsze miejsce - wybuch uszkodził także dach i najwyższe piętro. Pierwsze piętro i parter wyszły prawie bez szwanku. Mój steinway już nigdy nie odzyskał dawnej świetności. [...] Główny problem polegał na tym, iż wówczas w Londynie miało się spore trudności z załatwieniem przechowalni." (s. 434) Przechowalnia? Naprawdę? Myślałam, że wojna jest koszmarem, bo giną ludzie. Najwyraźniej to nie jest takie straszne. Gorzej jest gdy nie ma przechowalni.
Na okładce anglojęzycznego wydania "Autobiografii" można przeczytać: "to najlepsza rzeczą, jaką Christie kiedykolwiek napisała". Czyżby?? 
Jeśli już coś mi się podobało to dystans autorki do siebie: "Byłam przystojna. Moja rodzina wybucha gromkim śmiechem, gdy mówię, że uważano mnie za ładną dziewczynę. Córka powiada wtedy: - Ależ, mamo, nie mogłaś być ładna. Popatrz na te okropne stare fotografie!" (s. 155) i jej szczere pisanie o lepszych i gorszych książkach. Oczywiście własnych. Ciekawe były też fragmenty o pracy nad kolejnymi tomami. Zbieranie pomysłów, wymyślanie intrygi, szukanie na ulicach twarzy mordercy. Niestety jak dla mnie, w stosunku do pozostałej marnej reszty, to za mało by polecać Wam tę książkę. Zdecydowanie lepiej sięgnąć po kryminały Agathy Christie, bo w nich była doskonała.    

Natomiast "Sekretna kochanka Dickensa" Claire Tomalin to interesująca i wciągająca "historia kobiety, która przestała, albo prawie przestała, istnieć; która rozpłynęła się w powietrzu, jakby jej nigdy nie było. Po jej nazwisku, rodzinie, datach i osobistych przeżyciach niemal nie zostało śladu. Co więcej, ona sama walnie się przyczyniła do zacierania śladów swego istnienia; póki żyła, jej dzieci były całkowicie nieświadome przeszłości marki." (s. 19)
Ellen Lawless Ternan (Nelly) odegrała w życiu Charlesa Dickensa wielką rolę, poznali się gdy ona była młodziutką aktorką, a on uznanym i uwielbianym pisarzem o opinii moralisty. Przez trzynaście lat, aż do jego śmierci, utrzymywali swój romans w tajemnicy i do dzisiaj nie znaleziono  jednoznacznego dowodu, że tych dwoje żyło w nieformalnym związku. Składając układankę z wieloma brakującymi elementami można się domyślać, że tak było. 
Claire Tomalin próbuje poskładać te puzzle niemalże na oczach czytelnika. Szuka najdrobniejszych śladów wspólnego życia, bada liczne tropy, tworzy hipotezy i wysnuwa wnioski. Próbując ułożyć biografię Nelly, kreśli jej obraz. Wyłania się z niego kobieta inteligentna, niewątpliwie lojalna Dickensowi, której nie da się jednoznacznie ocenić. Mogłaby czerpać zyski z tej znajomości, a mimo to znika i przez wiele lat nikt nie wie o jej przeszłości. 
Ponadto "Sekretna kochanka Dickensa" to książka o dużo szerszym kontekście. To historia o kobietach w ogóle. O ich poszukiwaniu szczęścia, tożsamości i miejsca w tym zdominowanym przez mężczyzn XIX-wiecznym świecie. Zarówno Nelly, jak i jedna z jej sióstr - Mary, świetnie wpisują się w tę konwencję. Mary porzuciła bowiem niespełniającego jej oczekiwania męża i wyjechała do Włoch, gdzie poświęciła się malarstwu i dziennikarstwu i była osobą powszechnie szanowaną.    
Jeśli macie ochotę na interesującą i pełną znaków zapytania biografię to sięgnijcie po książkę Claire Tomalin. Widać, że Dickens jest w kręgu jej zainteresowań i z ogromną energią i pasją szukała śladów jego związku z Nelly. Dlatego bardzo polecam tę pozycję :)





środa, 19 lutego 2014

"To ja byłem Vermeerem" - Frank Wynne




Tytuł: "To ja byłem Vermeerem. Narodziny i upadek największego fałszerza XX wieku"
Autor: Frank Wynne
Tłumaczenie: Ewa Pankiewicz
Tytuł oryginału:"I Was Vermeer. The Rise and Fall of the Twentieth Century`s Greatest Forger"
Wydawnictwo: DOM WYDAWNICZY REBIS
Data wydania: 2007
Liczba stron: 280










"W 1945 roku niewiele znaczący holenderski handlarz dzieł sztuki został aresztowany za sprzedaż bezcennego skarbu narodowego - obrazu pędzla Vermeera - marszałkowi III Rzeszy Hermannowi Göringowi. Jedyną możliwą karą za zdradę była śmierć. Jednak Han van Meegeren gnił w zimnej i wilgotnej celi więziennej, nie mogąc wydobyć z siebie dwóch prostych słów, które dałyby mu wolność: jestem fałszerzem.
To ja byłem Vermeerem jest zdumiewającą, niezwykłą opowieścią o człowieku, który minął się z czasem i powołaniem. Od wczesnego dzieciństwa marzył, żeby zostać malarzem, ale w skandalizującym świecie sztuki współczesnej jego malarstwo krytycy wyśmiali jako beznadziejnie staroświeckie. Wściekły i rozgoryczony uknuł plan zemsty na swych przeciwnikach. Było to oszałamiające, zręczne oszustwo, dzięki któremu w niespełna dziesięć lat zarobił równowartość pięćdziesięciu milionów dolarów; zyskał akceptację właśnie tych krytyków, którzy wcześniej z niego szydzili i... zobaczył swoje obrazy wiszące tuż obok arcydzieł Rembrandta i Vermeera.

Jako malarz Han poniósł klęskę, jako fałszerz był niedościgniony. To ja byłem Vermeerem jest niewiarygodną, a jednak prawdziwą historią największego fałszerza wszech czasów, trzymającą w napięciu opowieścią o zachłanności, nieposkromionej pysze, braku umiaru, zdradzie i sztuce."
Ten opis z okładki doskonale opisuje historię życia Hana van Meegerena i sprawił, że bez zbędnego namyślania zgarnęłam tę książkę z bibliotecznej półki.


I cóż teraz  mogę o niej powiedzieć?
Że jest niezwykle pasjonująca? Oczywiście, że tak!
Że wciąga od pierwszych stron? Ależ tak!
Że opowiada niesamowitą historię? Ba. Jasne!
Że nie można się od niej oderwać? I tak i nie. Tak, bo Han van Meegeren był wyjątkową postacią (choć raczej w negatywnym tego słowa znaczeniu). Nie, bo ciągle trzeba zaglądać do internetu lub albumów i uważnie, jak nigdy wcześniej, przyglądać się obrazom Vermeera. Niesamowite jak wiele niuansów umyka nam gdy nie wiemy na co patrzeć. Tymczasem w dziełach Vermeera (i nie tylko), jest tak wiele drobiazgów, które wyróżniają go spośród innych. Kąt padania światła, kolory, wzór na obrusie i wiele, wiele innych. Dlatego, żeby być fałszerzem i umieć powtórzyć każdy szczegół trzeba być "człowiekiem renesansu", perfekcjonistą, "trzeba stać się wytrawnym historykiem sztuki, konserwatorem, chemikiem, grafologiem i dokumentalistą" (s. 87). Han van Meegeren był tym wszystkim, ale był też alkoholikiem, morfinistą, hipochondrykiem. Był żądny poklasku, sławy i chwały. Podczas lektury nie było chyba jednego, krótkiego momentu, w którym poczułabym sympatię dla tego człowieka. A mimo to jego historia ogromnie mnie zafascynowała i sprawiła, że zaczęłam zastanawiać się nad zasadami panującymi na rynku dzieł sztuki, które do tej pory niespecjalnie zaprzątały moją głowę. Skąd wiadomo co jest oryginałem a co kopią, kto to stwierdza, jaką mamy pewność, że obraz przez badaczy uznany za autentyk faktycznie nim jest?

"Thomas Hoving, były dyrektor nowojorskiego Metropolitan Museum of Art, ocenia, że 60% wszystkich dzieł oferowanych mu w okresie jego szesnastoletniej kadencji było "nie tym, czym wydawały się być". "New York Times" sugeruje, że czterdzieści procent wszystkich znaczących dzieł wystawianych na sprzedaż stanowią falsyfikaty. Nie jest to odkrycie ostatnich lat: już w 1940 roku "Newsweek" twierdził, że "spośród 2500 prawdziwych dzieł, które namalował Jean Baptiste Camille Corot, tylko w samych amerykańskich zbiorach jest ich ... 7800". (Wstęp, s. 9-10)
Jeśli interesujecie się sztuką, lub przeciwnie, jesteście podobnymi do mnie "lajkonikami" w tej dziedzinie koniecznie sięgnijcie po "To ja byłem Vermeerem". Myślę, że nie będziecie zawiedzeni.
Bardzo polecam!
Trzymajcie się ciepło :))

 5/6



poniedziałek, 10 lutego 2014

Sprawy różne, okołoksiążkowe :)

Wkrótce na blogu pojawi się nowy wpis merytoryczny o "To ja byłem Vermeerem" czy też (troszkę później) o dwóch ciekawych biografiach - o "Sekretnej kochance Dickensa" i "Autobiografii" Agathy Christie. Zanim to jednak nastąpi krótka notka dotycząca kilku spraw.

1. Jeśli kogoś zainteresowała Daria Doncowa i jej "Manikiur dla nieboszczyka" to spieszę poinformować, że poprzez stronę internetową Media Markt możecie zamówić 4 tomy  o Lampie Romanowej - 2,99 zł/sztuka.

2. Zamawiajcie Newslettery wydawnictw. Oczywiście dla większości miłośników książek jest to sprawa oczywista, ale jeśli ktoś tego nie zrobił to bardzo zachęcam. Na początku lutego wydawnictwo Znak robiło jednodniowe promocje i wyprzedawało książki po 9.90 (przy zakupie powyżej 69 zł - o ile dobrze pamiętam). Dzięki temu można było kupić masę świetnych tytułów z olbrzymim rabatem. Podobnie robi Wydawnictwo Literackie. Gdyby nie newsletter pewnie bym o tym nie wiedziała i nie kupiła tych cudnych książek.


3. Na początku stycznia zaczęłam używać aplikacji Instagram i strasznie mnie to używanie wciągnęło. Jeśli macie ochotę podglądać moje zdjęcia serdecznie zapraszam. Wystarczy kliknąć na właściwą ikonkę. Przy okazji zapraszam Was również na profil Książkowo Dolne na FB. Zamieszczam tam interesujące - przynajmniej dla mnie ;-) - linki i informacje. Jeśli spodobają Wam się moje profile, będę bardzo szczęśliwa :-). 


4. Jeśli podczas czytania lubicie zaznaczać najlepsze fragmenty kolorowymi karteczkami to pamiętajcie, że od czwartku w Biedronce będzie można kupić zestawy takich karteczek w przepięknych, intensywnych kolorach. Nie wiem jak Wy, ale ja mam zamiar zrobić sobie pokaźny zapas takich bloczków :-). 


To tyle z informacji różnych. Pozdrawiam Was ciepło :)


sobota, 1 lutego 2014

Chmielewska żyje i jest Rosjanką :)

Pomyślałam, że zanim wyjaśnię logikę tego nieco prowokacyjnego tytułu, najpierw zdradzę dlaczego nie przeczytałam "Konstelacji" Davida Mitchella.Otóż wcale nie dlatego, że jest to zła albo nudna książka. Nie przeczytam "Konstelacji" do końca, ponieważ jest to opowieść o 13-letnim chłopcu, którego nie byłam w stanie ani polubić, ani przejąć się jego perypetiami. Nigdy nie byłam 13-letnim chłopcem i ta historia pomimo że naprawdę zgrabnie napisana i po prostu mnie nie zainteresowała. Zachwycałam się niewątpliwym talentem autora, ale zupełnie nie obchodziło mnie co też przydarzy się Jasonovi - bohaterowi tej historii. Niemniej, będę rozglądać się za innymi książkami D. Mitchella ponieważ jego styl, sposób budowania akcji i swoboda w prowadzeniu narracji sprawiają, że mam wielką ochotę na inne jego książki, ale już o innej tematyce, np. "Atlas chmur".

A wracając do tytułu posta.....
Kilka dni temu kolega pożyczył mi pewną książkę. Nazwisko autorki - Daria Doncowa - nic mi nie mówiło, tytuł - "Manikiur dla nieboszczyka" - taki sobie, a okładka .... szczerze mówiąc koszmarna. Ale powiedział, że czyta się świetnie i są kolejne części. 

No więc przyniosłam tę książkę do domu i zaczęłam czytać. I okazało się, że to powieść rosyjskiej Chmielewskiej. To porównanie narzuca się od razu, ze względu na poczucie humoru i podobnie szaloną i zwariowaną historię kryminalną. Główna bohaterka, choć totalnie różna od bohaterek książek Chmielewskiej, zachowuje podobny poziom absurdu i szaleństwa. Oto bowiem Eufrozyna Romanowa wiedzie bogate, spokojne i nudne życie u boku ślicznego niczym model małżonka, którego wszyscy uwielbiają, a ona nie może znieść. Z natury jest słaba i chorowita, a jej jedyną rozrywką jest czytanie kryminałów. Eufrozyna jest harfistką, ale nie lubi swojej pracy i nie uważa żeby grała dobrze. Gra, bo tak się złożyło, bo tego chcieli rodzice. To oni zawsze kierowali jej życiem, wybrali studia, także męża. Teraz, kiedy obydwoje już nie żyją, pieczę nad szczęściem i bezpieczeństwem bohaterki sprawuje Małżonek-Bóstwo. Ale pewnego dnia, jej pozorny spokój zostaje zburzony przez przesyłkę. Kochanka jej męża przesyła jej tzw. seks-taśmę. Wzburzona Eufrozyna wybiega z domu bez torebki, telefonu i dokumentów. Postanawia popełnić samobójstwo, rzucając się pod samochód. Robi to jednak dość niefortunnie i jedyną szkodą jest  pobrudzone błotem ubranie. Kierująca samochodem Katja zabiera ją do siebie, co jak się potem okazuje nie jest w jej przypadku niczym dziwnym, ponieważ już wcześniej zdarzało jej się przyprowadzać do domu obcych ludzi. Eufrozyna przedstawia się jako Eulampia i tak już pozostaje. Rodzina Katii pieszczotliwie nazywa ją Lampką. I oto Lampka, która chyba nigdy nie zagotowała nawet wody na herbatę, zostaje pomocą domową. Oczywiście niesie to za sobą mnóstwo zabawnych zdarzeń, bo okazuje się że ugotowanie obiadu wcale nie jest prostą sprawą. A tu jeszcze trzeba zaopiekować się psami, kotami i pozostałym inwentarzem. Na szczęście Eulampia jest inteligentna, szybko się uczy, a co najważniejsze jest po prostu sympatyczna i czytelnik mimowolnie zaczyna jej kibicować. Na domiar złego Katja zostaje porwana, a uwolnić ją może tylko Lampka. Jako miłośniczka powieści kryminalnych rzuca się więc w wir intrygi kryminalnej i próbuje dociec dlaczego Katja została porwana i kto zamordował aktora Kostka. Żeby ułatwić sobie zadanie podaje się funkcjonariuszkę śledczą i pomiędzy gotowaniem obiadów i wyprowadzaniem psów, lata po mieście w te i we wte. Biega od jednego świadka do drugiego, od jednej poszkodowanej do kolejnej. A czytelnik goni za nią, w nosie mając nieprzyjemną moskiewską listopadową aurę.

Jeśli nie zraża Was tytuł i okładka sięgnijcie po tę książkę, bo ja przeczytałam ją z ogromną przyjemnością. Intryga kryminalna jest totalnie pogmatwana i zwariowana, ale dobrze prowadzona, bohaterowie niesamowici, a główna bohaterka pomimo początkowej mimozowatości, naprawdę sympatyczna. Ogólnie ksiąJa z pewnością rozejrzę się za kolejnymi tomami, a także za innymi książkami Darii Doncowej. Zwłaszcza, że na stronie serwisu "Zbrodnia w bibliotece" przeczytałam świetny wywiad z autorką - link TUTAJ, który bardzo Wam polecam. 

A "Manikiur dla nieboszczyka" w kategorii kryminałów oceniam na 5/6 i pędzę przeglądać katalogi biblioteczne w poszukiwaniu kolejnych tomów




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...