poniedziałek, 28 października 2013

Nowe czasopismo blogerów !

Dzisiaj chciałabym polecić Wam nowe czasopismo stworzone przez blogerów. Co prawda nie dotyczy ono książek (choć ten temat też się pojawia), ale podejmuje tematy ważne dla naszego życia (np. zdrowy tryb życia, szczęście rozwój), w tym także dla funkcjonowania w blogosferze (np. dlaczego warto pisać bloga).  Bardzo polecam :)

Kiedy jest naj­lepszy czas na zmiany? Wraz z po­cząt­kiem no­wego roku czy z na­dej­ściem wiosny? A może je­sienią? Wiemy jedno: naj­lepszy czas na dzia­łanie jest TERAZ. Dla­tego nie za­mie­rzamy czekać. Chcemy speł­niać ma­rzenia, re­ali­zować plany i zmie­niać swoje życie. I za­chęcać do tego Was, drodzy czy­tel­nicy. Roz­siądźcie się zatem wy­godnie z kub­kiem ulu­bionej her­baty, przy roz­no­szącym się aro­macie z za­pa­cho­wego ko­minka, a my do­star­czymy wam bodźców do zmian i wska­żemy od­po­wiednią drogę. 
 





Przy okazji mała prywata. 
Książkowo Dolne doczekało się w końcu się własnego profilu na FB. Jeśli macie ochotę kliknijcie - Lubię to. Na profilu będą pojawiały się nie tylko powiadomienia od nowych postach na blogu, ale także inne informacje, linki do ciekawych stron, itp. 
Zapraszam :)




sobota, 26 października 2013

Alice Munro - "Taniec szczęśliwych cieni"

 




Tytuł: "Taniec szczęśliwych cieni"
Autor: Alice Munro
Tłumaczenie: Agnieszka Kuc
Tytuł oryginału:"Dance of the Happy Shades and Other Stories"
Wydawnictwo: Literackie
Miejsce i data wydania: Kraków 2013
Liczba stron: 356
 








Kiedy wypożyczałam tę książkę z biblioteki  Alice Munro była laureatką Bookera, wybitną pisarką, a nad jej opowiadaniami pochylała się królowa brytyjska w "Czytelniczce znakomitej". Mniej więcej w połowie lektury okazało się, że oto mam od czynienia z noblistką. Czy to zmieniło moje postrzeganie lektury? Mam nadzieję, że nie. Cóż warte byłyby moje wrażenia gdybym sugerowała się opinią grona specjalistów, choćby tak zacnego jak Komitet Noblowski. A z drugiej strony, czy można nie brać ich pod uwagę? Trudna sprawa. Zwłaszcza, że jakby nie patrzeć, nie jestem targetem. Nigdy nie byłam wielką fanką opowiadań. Zazwyczaj sięgam po nie głównie w celach poznawczych i rzadko zdarza się, żeby w ich lekturze znajdowała jakąś wielką przyjemność.
Jak było tym razem? 
W sumie jest całkiem okej. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę obwolutę. Okładki książek Alice Munro niesłychanie przyciągają moją uwagę. Intensywne, świetliste kolory, ciekawie dobrana czcionka, dużo światła na stronach - strona techniczna książki na 5+. Niewątpliwym plusem jest też świetny, intrygujący tytuł.
"Taniec szczęśliwych cieni" to zbiór 15 opowiadań i jak podpowiada Wikipedia, pierwszy, wydany pod koniec lat 60. XX wieku. Polscy wydawcy nie spieszyli się zbytnio z wydaniem przekładu i zrobili to dopiero w tym roku ;-)
U Munro podoba mi się to, że ona pisze o ludziach, o pojedynczych osobach, ich słabościach, radościach, wadach i zaletach, Dzięki temu te opowiadania ciągle pozostają aktualne, bo ludźmi ciągle targaja te same emocje - niezależnie od szerokości geograficznej i daty w kalendarzu. Najdłużej zapamiętam dwa opowiadania: "Piękne domy" i "Pocztówka", choć intrygujące jest też "Biuro". 
Pierwsze opowiada o ludziach zamieszkujących przy niewielkiej, ale uroczej ulicy. Wybudowali tam swoje piękne, nowoczesne domy i nagle okazało się, że największą przeszkodą do pełni szczęścia jest dom pani Fullerton, stary, zniszczony, stojący tam od niepamiętnych czasów. Różnymi metodami próbują go usunąć zasłaniając się prawem, estetyką i wartością pobliskich nieruchomości. "Piękne domy" to bardzo ciekawe studium ludzkiej natury - fałszywie widzianej sprawiedliwości i uczciwości. 
"Pocztówka" to po prostu świetna historia. Helen i Clare są parą, on jest starszy o 12 lat i "nigdy niczego nie tłumaczy". Co roku Clare wraz z siostrą i szwagrem wyjeżdżają na wakacje na Florydę, a Helen czeka na pocztówkę. Jednak tym razem jest trochę inaczej. Co prawda pocztówka przychodzi i jak zwykle zawiera kilka zdawkowych zdań. Ale tego samego dnia Helen dowiaduje się, że podczas urlopu, jej (jak się wydawało) narzeczony poślubił inną kobietę.To opowiadanie jest doskonałe, trafione w punkt, czytelnika nie obchodzi przeszłość bohaterki, ani to, co się stanie w przyszłości. Liczy się tu i teraz i w tym przypadku krótka forma sprawdza się najlepiej.
Podoba mi się styl Alice Munro, która pisze bardzo ładnym i estetycznym językiem, dosyć prostym, ale wcale nie łatwym. Przychodzi mi do głowy termin "dyskretna elegancja" i myślę, że on najlepiej odda istotę tego stylu.  
Tak jak napisałam na początku, opowiadania nigdy nie były moim ulubionym gatunkiem literackim, ale ten zbiór jest dosyć interesujący i stanowił dobrą lekturę autobusową. Myślę, że miłośnikom krótkich form może bardzo przypaść do gustu. A ja za jakiś czas na pewno sięgnę po kolejne, nowsze opowiadania Alice Munro, bo chcę się przekonać jak i czy w ogóle, zmieniał się jej warsztat, patrzenie na świat i ludzi. 

4/6



niedziela, 20 października 2013

"Zwyczajne życie" - Joanna Chmielewska

 

Ciągle ciężko mi uwierzyć, że Joanna Chmielewska odeszła, zwłaszcza, że nic nie zapowiadało tej śmierci. Poruszyła mnie ta wiadomość, więc żeby uczcić autorkę sięgnęłam po jedną z jej starszych książek. Książkę, którą kiedyś przed laty czytałam i bardzo lubiłam, a teraz niewiele pamiętałam. A przecież to jedna z tych lektur, w których zaczytywałam się w szkole podstawowej, od których jak podejrzewam (bo niestety nie pamiętam dokładnie) musiała zacząć się moja sympatia dla autorki. 

Głownymi bohaterkami są dwie nastolatki - Tereska i Okrętka, które zupełnym przypadkiem trafiają na trop szajki przemytniczej. Wszystko przez to, że nie uważały na lekcji i wychowawczyni mianowała je odpowiedzialnymi za zorganizowanie drzewek do tworzonego w czynie społecznym sadu dla domu dziecka. Podczas poszukiwań dobrych ludzi, którzy za darmo przekażą sadzonki na szczytny cel, bohaterki przemierzają ogródki działkowe. Najpierw wydaje im się, że są świadkami planowania morderstwa, później zauważają, że ciągle trafiają na tych samych ogrodników i szybko znajdują wspólny język z milicją obywatelską, zwłaszcza z dwoma jej przedstawicielami. I pomyśleć, że to tylko szkielet całej historii. Dziewczyny bowiem przeżywają tak wiele szalonych przygód, że idealnie pasuje tu zasada "Jeśli coś może się zdarzyć, to wydarzy się na pewno". Po ulicach Warszawy poruszają się stołem na kółkach, kradną przestępcom ich towar, powodują kraksę niechcący wypuszczonym z rąk wózkiem niemowlęcym, itd. itp.

Pomyślicie, że historia "trąci myszką", bo dzisiaj mało kto pamięta o czynie społecznym, milicji i waluciarzach, niewiele jest też dziewczyn, które wzdychają do Skrzetuskiego. Trochę w tym racji, ale Joanna Chmielewska wydała tę książkę w 1974 roku i wtedy po prostu tak było. 
"Zwyczajne życie" to może nie jest "Lesio", "Wszyscy jesteśmy podejrzani" czy "Romans wszechczasów", i być może nigdy nie zaliczę tej książki do moich najukochańszych, ale też nic jej nie brakuje. Tereska i Okrętka to sympatyczne, trochę zwariowane, ale miłe bohaterki, akcja toczy się w iście zawrotnym tempie, a humor sytuacyjny i język ..... po prostu cała Chmielewska. 
Cieszę się, że to właśnie "Zwyczajne życie" znalazłam na swoich półkach. Wkrótce planuję kolejne literackie reminiscencje, co i Wam polecam :)

4+/6

PS. Zapomniałam dodać, że książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Z półki"

piątek, 11 października 2013

Książkowy zastój w interesie

Pewnie nie tylko ja mam takie okresy kiedy żadna książka nie jest w stanie mnie porwać i totalnie zawładnąć moimi myślami. Nie wiem czy wynika to z braku trafionych lektur, czy z mojego negatywnego nastawienia. Kilka kolejnych książek nie zachwyciło mnie i ciągle szukam czegoś co sprawi, że nie będę mogła oderwać się od czytanej historii. Być może "Zwyczajne życie" Joanny Chmielewskiej to sprawi. Wciąż nie mogę uwierzyć, że nie przeczytam już nic nowego tej autorki. Pora więc na powrót do tych jej książek, z których pamiętam niewiele lub nic.
W autobusach słucham natomiast audiobooka "Niewidzialny" Mari J






 














Tymczasem od kilku tygodni na półce leżą rozpoczęte książki: 
1. "Lokatorka Wildfell Hall" Anne Bronte. Przeczytałam 50 stron i stanęłam. Nie wiem dlaczego, bo historia jest obiecująca. Chcę dać jej kolejną szansę. 











2. "Brudna robota" Kristin Kimball. 
Wiele obiecywałam sobie po tej książce i na początku bardzo mi się podobała. Cieszyłam się, że wreszcie znalazłam coś dla siebie. Oto Kristin wraz mężem Markiem zakładają farmę i postanawiają sprzedawać warzywa, owoce, mięso i wszystko co uda im się wyprodukować. Generalnie wszystko fajnie, historia jest prawdziwa i przepełniona emocjami. Rozumiem też zamiar autorki, która chciała pokazać, że praca na roli jest ciężka i w niczym nie przypomina historii o tym jak człowiek z miasta wyjechał na prowincję i zaczął wieść cudowne życie. No, ale w tym przypadku nadmiar narzekania przygniótł mnie. Przez pół książki zastanawiałam się dlaczego tych dwoje ciągle ze sobą jest, skoro ich codzienność to ciągła walka i kłótnie. Najfajniejszy z całej książki był epilog. Za mało.





3. "Morfina" - Szczepan Twardoch
Zaczęłam czytać. Narracja nieprawdopodobna, widać, że autor "wielkim pisarzem jest" ... ale z tymi wielkimi tak czasami jest, że docenić łatwo, ale trudniej przeczytać. Niemniej próbować będę - może się wciągnę. Potrzebuję spokojnej głowy i kilku godzin ciszy. Póki co moje myśli szaleją i w swoim rozlataniu przypominają twarz z okładki. Gdybym jeszcze wiedziała dlaczego?

Wracając do "Morfiny". Nie chcę zrezygnować z tej książki, bo mam wielką ochotę na takie inne spojrzenie na wojnę. Podział na dobrych i złych jest oczywisty, a tutaj ... tutaj jest chyba inaczej.    







4. "Nagrobek z lastryko" - Krzysztof Varga. 
Wkurzam się na siebie, bo to kolejna doskonała, współczesna powieść polskiego autora. Biorę do ręki, zachwycam się, czytam przez kilka minut, a potem myśli uciekają i zapominam o czym czytam. Postanowiłam, że dopóki nie skończę tej książki, nie oddam jej do biblioteki. Na szczęście mogę trzymać książki dłużej niż inni czytelnicy, więc w końcu wena wróci. To naprawdę świetna lektura i szkoda by było z niej rezygnować.
Na obwolucie możemy przeczytać, że to:
"Być może to jedna z najsmutniejszych książek, jaką napisano w ostatnich latach. Doskonały dokument naszych czasów. Wyrazista, podana z doskonałą ostrością wizja współczesnego człowieka. Człowieka, którego autor, mimo wszystko, obdarza ciepłem i humorem. Choć operując błyskotliwym dowcipem bezlitośnie dobiera się do coraz głębszych warstw, coraz pilniej strzeżonych intymnych sekretów i nerwic swojego bohatera.
Główny bohater to kumpel Adasia Miauczyńskiego i Woody’ego Allena. I mimo tego, że rzecz dzieje się w Warszawie — bohater jest kosmopolityczny, pracuje w Firmie, je zdrowe zestawy firmowe, pije globalny alkohol, je globalne sery i pali globalne papierosy, przegląda globalne katalogi IKEI. To everyman. A jego opowieść ogarnia cały współczesny świat."
I tak jest w istocie.



Liczę, że po weekendzie, który zapowiada się zupełnie bezksiążkowo, w poniedziałek z utęsknieniem rzucę się na ten mój rosnący stosik.
A jak jest u Was? Może czytacie teraz książkę, od której nie można się oderwać?



poniedziałek, 7 października 2013

Joanna Chmielewska [*]

Siedzę nad kolejnym postem, ale musi on poczekać, bo właśnie przeczytałam, że Joanna Chmielewska nie żyje. Aż trudno uwierzyć. Myślałam, że ta kobieta jest nieśmiertelna :(
Miała 81 lat. 
[*] [*] [*]

www.bookinstitute.pl

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...