poniedziałek, 24 września 2012

"Prowincja pełna gwiazd" - Katarzyna Enerlich




Autor: Katarzyna Enerlich

Tytuł: "Prowincja pełna gwiazd"

Wydawnictwo: Mg

Liczba stron: 377

Data wydania: 2010









Na początku października w mojej osiedlowej bibliotece odbędzie się spotkanie z Katarzyną Enerlich. Choć nazwisko znam bardzo dobrze, do tej pory nie przeczytałam żadnej z jej książek. Za obietnicę stawienia się na spotkaniu dostałam do szybkiego przeczytania "Prowincję pełną gwiazd". Pewnie lepiej byłoby zacząć od pierwszej części "Prowincji pełnej marzeń", ale na szczęście na początku jest małe wprowadzenie w losy głównej bohaterki Ludmiły Gold, jej męża Martina, siostry Hanki i teścia Hansa. Można się więc domyślać, co było treścią części pierwszej. Ludmiła spodziewa się dziecka, czeka też na wiosnę kiedy to zacznie się budowa jej wymarzonego drewnianego domu. Zanim to nastąpi całą rodziną muszą pogodzić się z ciężką chorobą i śmiercią matki Martina. Narodziny małej Zosi, śmierć Eriki to wydarzenia, które sprawią, że życie głównej bohaterki i jej męża nabierze bardziej realnych kształtów, przestanie być jedynie namiętnym romansem i nierealną bajką. Szara codzienność, problemy własne i najbliższych, drobne radości i przyjemności, odkrywanie przeszłości, patrzenie z ufnością w przyszłość. Wszystko to składa się na treść "Prowincji pełnej gwiazd".

Początkowo miałam zamiar trochę ponarzekać na język ... że zbyt prosty, zbyt potoczny. Denerwowały mnie pewne niezgrabności, liczne powtórzenia i literówki. Ale z każdą przeczytaną stroną coraz mniej mnie to obchodziło. Pomyślałam, że czasami od perfekcyjnego, wzbudzającego zachwyt języka, ważniejsze są emocje i treść. A te elementy były w porządku. Zwłaszcza historia Mazur, tak inteligentnie i niepostrzeżenie wpleciona w akcję, wciągnęła mnie bez reszty. Podobnie jak burzliwe losy Hansa, który jako mały chłopiec musiał opuścić Mrągowo (wtedy Sensburg) i uciekać do Niemiec. Postanowił, że kiedyś wróci na Mazury i pod podłogą zostawił pudełko z ołowianymi żołnierzykami. Moja rodzina przeżyła na Mazurach krótki powojenny epizod i gdyby inaczej potoczyło się życie mojej babci, być może ja też pochodziłabym stamtąd. Kto wie?
Katarzyna Enerlich wpisuje się w trend pisarstwa o sielskim życiu na prowincji. Na szczęście tylko w pewnym sensie (nie chodzi o to, że mam coś przeciwko życiu na prowincji - absolutnie nie - raczej przeciwko trendom). Tutaj żadna wyrwana z korporacji dusza nie porzuca z dnia na dzień wielkiego i głośnego miasta i nie ucieka na wieś, gdzie zaczyna nowe, lepsze i pełniejsze życie i w ciągu kilku dni zyskuje przyjaciół na całe życie. Bohaterka "Prowincji pełnej gwiazd" jest z Mazur (mieszka w Mrągowie), od zawsze jest z nimi związana, kocha tę swoją małą ojczyznę i opiewa jej uroki bez zagorzałości neofitki, ale z wnikliwą analizą tematu. Myślę, że gdyby zorganizować konkurs na ambasadora Mazur, to Katarzyna Enerlich byłaby z pewnością poważną kandydatką do tego zacnego miana. I chwała jej za to, bo czyż nie piękna jest świadomość, że człowiek żyje w miejscu które kocha i nie dla niego piaski Hiszpanii czy parki Londynu.

Jak już napisałam na początku, książkę dostałam w zamian za obietnicę stawienia się na spotkaniu ...... i cieszę się ogromnie, po pierwsze na zbliżające się spotkanie z autorką, a po drugie z możliwości przeczytania "Prowincji....". Wiem, że na tej książce znajomość z Katarzyną Enerlich z pewnością się nie zakończy.  


4/6







sobota, 8 września 2012

"Gra o wszystko" - Julian Lees

W swoich podróżach literackich staram się wybierać książki, których tytuł już wcześniej zaistniał w mojej świadomości, znam autora, albo takie które już na pierwszy rzut oka wydają się interesujące. Często, bardzo często nawet, korzystam z podpowiedzi innych moli książkowych, co w dużym stopniu minimalizuje ryzyko porażki. Czasami jednak, raz na kilka miesięcy trafi mi się jakaś książkowa miernota. Wtedy mam dylemat, czy taką książkę rzucić od razu, czy może dać jej szansę i liczyć, że po ok. 100 czy 200 stronach historia nabierze rozmachu. Często, wychodząc z założenia, że tyle jest świetnych książek na świecie, poddaję się od razu i bez żalu odkładam książkę na półkę. Rzadziej decyduję się ciągnąć ten nieudany związek. Kilka razy okazywało się to dobrą decyzją. Niestety nie  tym razem. "Gra o wszytko" to wyjątkowo słaba powieść, choć jej opis na tylnej obwolucie wydaje się intrygujący.  

Portugalska kolonia Makao, 1928 rok. Trzydziestoletnia Nadia Szaszkowa pomaga wujowi prowadzić sklep i nie przejmuje się prośbami matki, by wreszcie znalazła sobie męża. Żaden z kandydatów nie wzbudza w niej żywszych uczuć. Tę niezależną i bystrą samotniczkę nękają wspomnienia tragedii przeżytej w dzieciństwie w Rosji. Pewnego dnia w Makao pojawia się Iain Sutherland, tajemniczy Szkot, oficjalnie pracownik konsulatu brytyjskiego, z wielu powodów bardzo Nadią zainteresowany. "Gra o wszystko" to saga rodzinna pełna niespodziewanych zwrotów akcji i dramatycznych wydarzeń. To historia o miłości, poświęceniu, wielkiej odwadze i walce z przeciwnościami losu.

 Ten krótki opis jest zdecydowanie lepszy od całej książki i niestety zbyt naciągany. Po pierwsze, jeśli to jest saga rodzinna, to chyba mocno odchudzona, bo dotyczy właściwie jednego pokolenia. Po drugie, wszystko w tej powieści jest płytkie, mdłe i pozbawione emocji. Słowa, słowa, słowa. Po trzecie, autorowi najwyraźniej przyświecał znany slogan: "Jeśli dziś jest wtorek, to jesteśmy w ...... ". Oto dzielny Iain udaje się do Rosji by uratować ojca Nadii. Cała akcja zajmuje jakieś 20-30 stron. Parę kartek dalej "bziuuum" i jesteśmy w Szkocji, a zaraz potem w Hongkongu. W każdym z tych miejsc dzieją się rzeczy ważne i gdyby autor miał głowę na karku, z każdego z tych wątków mógłby  stworzyć barwną i złożoną powieść, którą czytelnik pochłaniałby z wypiekami na twarzy. Niestety autor postanowił na siłę umieścić je w jednej książce. Szkoda. 
Generalnie nie polecam. Nikomu.  

2/6



 

niedziela, 2 września 2012

"Małżeństwo niedoskonałe" - Krystyna Nepomucka







Autor: Krystyna Nepomucka
Tytuł: "Małżeństwo niedoskonałe"
Wydawnictwo: Akapit Press
Liczba stron: 336
Miejsce i data wydania: Łódź 200








Tak się ostatnio składa, że czytam książki polecane przez moje ulubione blogerki. Po "Nocach deszczu i gwiazd" przyszła kolej na "Małżeństwo niedoskonałe" Krystyny Nepomuckiej, książkę którą całkiem niedawno polecała Dabarai. Polecała tak skutecznie, że szybciutko udałam się do biblioteki i wypożyczyłam dwa tomy z cyklu. Bo "Małżeństwo niedoskonałe" to pierwsza część tzw. cyklu niedoskonałości i doskonałości. Kolejne części to:
"Rozwód niedoskonały"
"Samotność niedoskonała"
"Miłość niedoskonała"
"Kochanek doskonały"
"Starość doskonała"


Czy pierwsza część zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejne? Zdecydowanie tak. Jest coś hipnotyzującego i elektryzującego w historii młodziutkiej i głupiutkiej dziewczyny z bardzo biednego domu, która przed osiągnięciem pełnoletności wychodzi za mąż za Busia, wiecznego studenta chemii, chłopaka z bogatej rodziny. Chciałoby się powiedzieć - jakie imię, taki charakter. Busio jest  jednym z najbardziej antypatycznych bohaterów ever. Cham i prostak to delikatne określenia tego indywiduum. No, ale główna bohaterka (czytam drugi tom, a nadal nie wiem jakie imię nosi to dziewczę) kocha go bez pamięci i już. I nawet toleruje, że ów Busio zwraca się do np. tak: "Nie pokazuj mi się nieubrana i bez szminki, bo mogę sobie zbrzydzić ciebie do reszty ..." (s. 8) albo "Masz nos niczym rozdeptany kartofel, a czoło jak u kretyna." (s. 16), i najlepsze .... "Masz na sobie ciężki grzech nieczystości [...] Ja mam znacznie mniejszy, bo ty jako kobieta jesteś bardziej predestynowana do grzechu, a mówiąc między nami, zbyt łatwo uległaś ... Poniekąd sprowokowałaś mnie do tego." (s. 214).
Tak, zdecydowanie Busio przewodzi w moim prywatnym rankingu na najbardziej antypatycznych bohaterów. Ale "Małżeństwo niedoskonałe" to nie tylko młodzi małżonkowie (plus diabeł Asmodeusz, który zdaniem Busia ciągle mieszał w ich małżeństwie), to także rodzice młodej żony. Ojciec pijak i kobieciarz, dla którego przepicie wszystkich skromnych funduszy na świąteczny obiad wcale nie było sytuacją wyjątkową. Matka, pamiętająca lepsze czasy, teraz bierna, często zapłakana i drążąca na myśl, co się stanie gdy mąż znowu przepije całą pensję. To także liczne ciotki i wujkowie, którzy tworzą nietuzinkowy, czasami śmieszny, ale zazwyczaj potwornie smutny obraz społeczeństwa międzywojennego. Społeczeństwa, w którym tak zwani ludzie z nizin nierzadko chodzili głodni, w jednych butach przez kilka lub kilkanaście lat. Natomiast ci bogatsi mieszkali w pięknych willach z wieloma pokojami, posiadali dywany na podłogach i służbę. Dlatego mężczyzna z bogatego domu nie mógł poślubić dziewczyny z biedoty. A jeśli miał kaprys i to zrobił, wtedy należało ..... przeczytajcie sami ;).
Uwierała mnie ta książka i momentami, po kolejnej mądrości wygłoszonej przez Busia lub po pijackim wybryku jego teścia, odkładałam ją na półkę, Jednak nigdy po to, żeby porzucić na zawsze. Raczej po to, żeby złapać oddech. Ale czy nie po to jest literatura, żeby wzbudzać emocje i zmuszać do refleksji?

Polecam!!
5/6

Ps. Jak już wspomniałam - czytam drugą część i mam ochotę na kolejną. 





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...