poniedziałek, 29 października 2012

Październikowy stosik

Październik okazał się bardzo owocny jeśli chodzi o książkowe zakupy (tym bardziej, że wkrótce moja biblioteczka powiększy się jeszcze o "Koronę śniegu i krwi" Elżbiety Cherezińskiej). Zwłaszcza promocje w Weltbildzie skutecznie czyściły mój portfel, no ale jak oprzeć się takim okazjom.


"Królowa deszczu" - Katherine Scholes (w pakiecie razem z nieobecną na fotografii książką "Smak szczęścia" - S. Montefiore).
"Nikt nie widział, nikt nie słyszał" - Małgorzata Warda - o tej książce czytałam tyle dobrego, że w końcu muszę ją przeczytać.
"Oczyszczenie" - Sofi Oksanen - jw.
"Jan Nowak-Jeziorański" - Jarosław Kurski - bo warto wiedzieć więcej o takiej szacownej postaci.
"Obca", "Podróżniczka", Ognisty krzyż", "Tchnienie śniegu i popiołu", Kości z kości" - Diana Gabaldon. Od bardzo dawna przymierzałam się do tej serii i choć nie udało mi się zgromadzić całości to i tak jestem przeszczęśliwa.
Wczoraj zaczęłam czytać "Obcą" i wiem, że jest to książka jakiej potrzebowałam na te "przecudne" okoliczności przyrody ;) Książki z pasjonującą historią, która tak mnie wciągnie, że zapomnę o całym świecie. Och, nawet nie macie pojęcia jak dzisiaj rano walczyłam sama ze sobą, żeby nie poprosić o urlop na żądanie i nie zakopać się pod kocem z moim zwierzyńcem i historią Claire Randall. Gdyby nie fakt, że muszę być dzisiaj w pracy to ..... ale za to wieczorem :)))




sobota, 27 października 2012

Naprawdę jaka jesteś??

 

Gdybym miała wybierać: Marylin Monroe czy Audrey Hepburn zawsze wybrałabym tę drugą. Za klasę, urodę, za postaci które wykreowała. Do dzisiaj "Śniadanie u Tiffany`ego" czy "Rzymskie wakacje" to jedne z moich ukochanych filmów. A Marylin nigdy nie była moją idolką. Widziałam filmy z jej udziałem, podobały mi się niektóre jej role, mam w głowie kilka słynnych zdjęć i jej głos gdy śpiewała "Happy Birthday Mr President". Pamiętam, że kiedyś jedna z moich przyjaciółek zastanawiała się na głos jaka naprawdę była ta Marylin. Zgodnie stwierdziłyśmy, że prywatnie mogła być zupełnie inna niż jej wizerunek przedstawiany przez media.

Niedawno w moje ręce trafiła książka, która swoją premierę miała w ubiegłym roku: Marylin Monroe "Fragmenty. Wiersze, zapiski intymne, listy". Przykuwa ona uwagę przepiękną szatą graficzną, grubymi kartkami i interesującymi zdjęciami. I potwierdza się to co mówiła moja przyjaciółka. Prywatnie Marylin Monroe (a właściwie Norma Jeane Mortenson) nie była seksbombą i ikoną stylu. Z kart książki wyłania się raczej pełna kompleksów, nieśmiała dziewczyna. Zbyt wrażliwa i niepewna siebie, żeby móc wieść spełnione i szczęśliwe życie w blasku fleszy. Jak wskazuje tytuł, książka zawiera listy, wiersze i różne krótkie notatki. Zapiski te są bardzo różne, zarówno w formie jak i w nastroju. Od refleksji pełnych optymizmu i nadziei po słowa pełne obaw i niepokojów. W przedmowie panowie Stanley Buchthal i Bernard Comment stwierdzają, że z tego zbioru "wyłania się postać Marylin wykształconej, ciekawej, chcącej zrozumieć innych, świat, los a także samą siebie". Generalnie zgadzam się z tym, ale ja widzę tu przede wszystkim smutną i nadwrażliwą dziewczynę, która na swoje nieszczęście została gwiazdą. 





Poniżej kilka notatek, które zapadły mi w pamięć (pisownia oryginalna):
"Już nigdy więcej przerażonej samotnej małej dziewczynki
Pamiętaj, że możesz siedzieć na szczycie świata (choć tego tak nie odczuwasz). Możesz otrzymać wszelką pomoc, której chcesz osobiście - albo w swojej pracy - albo cokolwiek innego. Istnieją techniczne sposoby, jak się zabrać do tego lub do innych problemów - zastanowić się czy tech(nika) może coś tutaj zdziałać, bo są tu ludzie, którzy mogą mi pomóc - na szczęście - tobie bardziej niż większości tych, którym chcą pomóc."
(s. 104) 
 "Moim zmartwieniem jest chronić Artura kocham go - to jedyna osoba - jedyny człowiek jakiego znam którego mogłabym kochać nie tylko jako mężczyznę pociągającego mnie tak że aż tracę zmysły - ale jest jedyną osobą - jako druga istota ludzka - której ufam tak jak sobie - bo kiedy ufam sobie (w pewnych sprawach), to całkowicie, a z nim tak właśnie jest - ufam też dr H jakkolwiek w inny sposób bo jednak muszę jej za to płacić" (s. 120)
 "Myślę, że jestem bardzo samotna - nie potrafię się skoncentrować. Widzę teraz w lustrze, mam zmarszczone brwi, jeśli się przybliżę, zobaczę to, czego nie chcę widzieć - napięcie, smutek rozczarowanie, moje niebieskie zmętniałe oczy, policzki zaczerwienione od naczynek, które wyglądają  jak rzeki na mapie - włosy opadające jak węże. Usta - są najsmutniejsze zaraz po moich martwych oczach." (s. 153)
  5/6



 













wtorek, 9 października 2012

TOP 10: ulubione okładki książek

Wczoraj Imani, na swoim blogu Myśli czytelnika przedstawiła TOP 10: ulubione okładki książek, według pomysłu Futbolowej z blogu Kreatywa.
Bardzo spodobały mi się okładki przez nią wybrane i postanowiłam wybrać swój TOP10. Od razu zastrzegam, że zadanie okazało się dużo trudniejsze niż myślałam i dlatego przedstawiam 10 pozycji, ale bez listy rankingowej, czyli kolejność jest zupełnie przypadkowa.

Do rzeczy:

1. Opowieści z rodu Otori - Lian Hearn. Kilka lat temu zakochałam się w tych okładkach, grzbiecikach i lekko żółtym, grubym papierze, aż wreszcie w treści tej sagi.



2. "Belcanto" - Ann Patchett. W Polsce ukazały się dwa wydania tej książki. Jedno z nich bardzo przyciąga uwagę.

 

3. "The House at Rivertone" - Kate Morton. Polskie wydanie, choć ładne, nie dorównuje angielskiemu.


4. Oliwkowa seria - Carol Drinkwater. Właściwie każda część ma piękną okładkę, ale ta podoba mi się najbardziej






5. "Norwegian Wood" - Haruki Murakami. Większość okładek książek Murakamiego ma przyciągające wzrok okładki, ale ta najdłużej została mi w pamięci.



6.  "Dziedzictwo" - Katherine Webb. Jeszcze nie miałam w rękach tej książki, ale okładka zrobiła na mnie wrażenie. 


7. Bardzo podobają mi się nowe wydania książek E.E. Schmitta. Jedna z moich ulubionych okładek to:



8. "Katarzyna Wielka. Gra o władzę" Ewy Stachniak. Ta czerwona suknia rzuca się w oczy z daleka :)



9. "Stan zdumienia" Ann Patchett


 


10. "Miraż. Trzy lata w Azji" - Andrzej Meller. Ciekawy pomysł na okładkę. 



A Wy? Macie swoje ulubione okładki? Pochwalcie się :))





poniedziałek, 8 października 2012

"Czytelniczka znakomita" - Alan Bennett

"Życia nie można włożyć między książki. Trzeba je tam znaleźć" (s. 92)

W ubiegłym tygodniu zmuszona byłam udać się do przychodni w celu zrobienia badań okresowych. Żeby cierpliwie czekać w kolejkach do kolejnych gabinetów lekarskich potrzebowałam książki, która będzie niewielka objętościowo, ale na tyle zajmująca, że pomoże wytrwać  w tym czekaniu. Przeglądając półki z książkami mój wybór padł na "Czytelniczkę znakomitą" Alana Bennetta. Gdyby okazało się, że wybór jest nietrafiony, miałam w zapasie audiobooka. Audiobook okazał się zupełnie niepotrzebny, bo ta niewielka książeczka angielskiego pisarza i dramaturga okazała się świetną lekturą i pozostaje żałować, że jest to tylko żart literacki.

Królowa brytyjska, Elżbieta II odkrywa pasję czytania .... a "wszystkiemu winne były psy. Snobistyczne do szpiku kości, zazwyczaj po spacerze w pałacowym ogrodzie wbiegały na górę po frontowych schodach, żeby wrócić do domu głównym wejściem, a odźwierny na ogół otwierał im drzwi. Jednak dzisiaj z jakiegoś powodu jej corgie, zamiast pobiec prosto do pałacu, ujadając wniebogłosy, pognały przez górny podest, potruchtały na krótkich nóżkach z powrotem na dół i skręciły za węgieł, skąd dobiegło ją oszalałe oszczekiwanie kogoś lub czegoś na jednym z pałacowych podwórców.
Powodem tym była objazdowa biblioteka dzielnicy Westminster, mieszcząca się w sporych rozmiarów busie, przypominającym raczej wóz meblowy, który zaparkował pod jednym z wejść do królewskiej kuchni, w pobliżu śmietnika. Nie miała zbyt wielu okazji, żeby odwiedzać tę część pałacu, a już na pewno nigdy nie widziała tam biblioteki - i królewskie corgie najwyraźniej też nie, stąd ten cały harmider. Kiedy kolejne próby ich uciszenia zawiodły, weszła po schodkach do bibliobusa, żeby przeprosić za powstałe zamieszanie." (s. 6-7)
Jedynym czytelnikiem książek z objazdowej biblioteki był Norman Seakins, chłopak pełniący służbę w kuchni. Królowa zamieniła z nim kilka zdań i uznała, że skoro już znalazła się w bibliobusie to pewnie wypadałoby wypożyczyć jakąś książkę. I tak to się zaczęło, wkrótce Norman został jej osobistym sekretarzem literackim, a Elżbieta II zaczęła czytać..... Jedna książka prowadziła do następnej, a ta do jeszcze kolejnej. Czytanie stało się czynnością codzienną, na którą królowa potrzebowała coraz więcej czasu. Każdego dnia starała się wykonać wszystkie swoje obowiązki jak najszybciej, by wreszcie móc zasiąść do czytania. Książki towarzyszy jej niemal bez przerwy. Miała je za sobą spacerując po ogrodach królewskich, w dalekich podróżach. Pewną konsternację wzbudził fakt, że królowa, która wcześniej na spotkaniach ze swoim ludem, pytała ich o miejscowość z której przybyli i ile czasu zajęło im dotarcie na miejsce, teraz zaczęła pytać co czytają. Ludzie szybko przyzwyczaili się do tej zmiany i przynosili jej swoje ulubione książki, a ci, oporni na uroki literatury, byli obdarowywani egzemplarzami czytanymi przez monarchinię. To nic, że potem sprzedawali je z wielkim zyskiem w internecie. Królowa postanowiła zachęcić naród do czytania. Zamiast corocznego orędzia bożonarodzeniowego przeczytała fragment "Opowieści wigilijnej" Dickensa. Pasja czytelnicza królowej nie spotkała się ze zrozumieniem i akceptacją. Cały dwór plotkował na jej temat, a i pan premier był oburzony, gdyż na cotygodniowych spotkaniach w pałacu zostawał obdarowywany pokaźnymi tomami, a później rozliczany z ich przeczytania.

Lekka i zabawna była to lektura, choć nie pozbawiona pewnej zgryźliwości. Dostało się kilku pisarzom, m. in. Henry`emu Jamesowi lub Samuelowi Johnsonowi oraz wszystkim ludziom, którzy czytanie traktowali jako dziwaczny nałóg lub co gorsza chorobę umysłową lub demencję królowej.

Czytając "Czytelniczkę znakomitą" uśmiechałam się pod nosem, bo Alan Bennett bardzo trafnie pokazał, do czego zdolny jest człowiek, gdy chce poczytać w spokoju. Królowa posunęła się bardzo daleko, ale tego dowiecie się już gdy dotrzecie do ostatniej strony tej niedużej książeczki. W posłowiu napisanym przez tłumaczkę Ewę Rajewską czytamy: "Kto z Czytelników [...] w lekturowych praktykach Jej Wysokości z rozbawieniem nie rozpoznał swoich własnych? Te wybiegi, żeby wymigać się od nudnych obowiązków i zostać w łóżku z książką, te nieprzespane noce, wszystkie te przypadki, kiedy najbliżsi i przyjaciele przegrywają z pasjonującą nas w danej chwili lekturą i zostają odsunięci na dalszy plan?" (s. 111)

Lektura obowiązkowa dla wszystkich moli książkowych i nałogowych połykaczy książek :))
6/6

sobota, 6 października 2012

Spotkanie z Katarzyną Enerlich

Wczoraj, w mojej osiedlowej bibliotece odbyło się spotkanie z Panią Katarzyną Enerlich.
Mój Boże, cóż to za cudna kobieta!!! I nie chodzi  tylko o urodę, choć tej również nie można pisarce odmówić, ale o pogodę ducha, gadatliwość (uwielbiam gaduły!!), swobodę i bezpośredniość. Naturalność pani Kasi trochę przypomina mi zachowanie bieszczadzkich ludzi, którzy bez zbędnych ceregieli przechodzą na "ty" i zaczynają rozmowę, a te rozmowy choć proste, są w swej prostocie bardzo głębokie. Przez godzinę opowiadała historie, które znalazły lub znajdą się w jej książkach, wciągała słuchaczy do rozmowy i sprawiła, że po wyjściu, większość zebranych myślała o niej jak o dobrej znajomej, z którą chętnie przegadaliby niejeden wieczór.

Jestem tym spotkaniem bezgranicznie zachwycona, ale mam świadomość, że żadne słowa tego nie oddadzą. Żałuję tylko, że spotkanie było takie krótkie, niestety pani Kasia spieszyła się na kolejne (tym razem do Świdnika).

Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieć możliwość wzięcia udziału w wieczorku autorskim i poznania autorki osobiście, to nie wahajcie się ani chwili. Jestem pewna, że będziecie nią  zachwyceni, tak jak ja jestem :))
 







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...