Autor: Peter Pezzelli
Tytuł: "Kuchnia Franceski"
Przełożyła: Elżbieta Zychowicz
Przełożyła: Elżbieta Zychowicz
Wydawnictwo: Literackie
Miejsce i data wydania: Kraków 2010
Liczba stron: 380
Miejsce i data wydania: Kraków 2010
Liczba stron: 380
Są dni, kiedy nie mam ochoty na żadną z aktualnie czytanych książek, jedna jest zbyt gruba, druga trochę znużyła, a trzecia też jakoś nie pasuje. I choć każda z nich ciekawa i dobrze napisana, to czuję że potrzebuję czegoś innego. W takich sytuacjach dobrze mieć na półce jakiegoś pewniaka, kolejny tom cyklu, np. Kobiecą agencję detektywistyczną nr 1 - Alexandra McCall Smitha lub inną książkę lubianego autora, np. Petera Pezzelli`ego.
Trzy jego książki już od dosyć dawna stoją na mojej półce. "Lekcje włoskiego" przeczytałam jakiś czas temu, ale "Kuchnia Franceski" oraz "Każdej niedzieli" ciągle czekały na przeczytanie. Wczoraj poczułam, że mam ochotę na powrót do przyjemnego klimatu jego książek i sięgnęłam po "Kuchnię Franceski".
Tytułowa Francesca Campanile to starsza kobieta, której dokucza samotność. Przez lata przywykła do domu pełnego gwaru, śmiechu i krzyku, a teraz kiedy mąż umarł, a dorosłe dzieci, poza najmłodszym Joey`em mieszkają w różnych częściach Ameryki czuje się nieszczęśliwa i niepotrzebna. I oto za namową księdza z lokalnej parafii i lekarza postanawia znaleźć sobie jakąś pracę. Sprawę, utrudnia fakt, że nie pracowała od lat i nie posiada żadnych certyfikatów ani dyplomów potwierdzających jej wiedzę. Jedyne co potrafi, to zajmować się domem i doskonale gotować. Na szczęście są ludzie, którzy takich umiejętności poszukują. Loretta Simmons samotna matka dwójki dzieci Willa i Penny zatrudnia ją jako popołudniową pomoc domową, która przypilnuje dzieci po powrocie ze szkoły. Początkowo wydaje się, że Francesca nie będzie miała wiele do zrobienia, ale gdy odkrywa jak nieuporządkowane jest życie tej rodziny, postanawia wtrącić swoje trzy grosze. Bo jak przystało na stereotypową kobietę
włoskiego pochodzenia, to (!) pani Campanile też potrafi doskonale. Lubi też rządzić i stawiać na swoim, więc powoli
i łagodnie zaczyna wprowadzać zmiany w domu swojej pracodawczyni. Zwłaszcza, że wszędzie panuje potworny bałagan, dzieci rzucają rzeczy gdzie popadnie, zostawiają wszędzie pełno okruchów, a posiłki które jedzą, wywołują przerażenie nowej niani. Loretta choć początkowo niezbyt zadowolona z nowych porządków z czasem odkrywa że zarówno ona jak i dzieci bardzo przywiązali się do starszej pani wyczarowującej w kuchni prawdziwe smakołyki: kruche ciasteczka z czekoladą, makarony, sosy i zupy. Sytuacja lekko skomplikuje się w momencie, gdy Joey - syn Franceski odkryje czym popołudniami zajmuje się jego matka. Na szczęście to tylko chwilowe zawirowania, bo nie o problemy w tych książkach chodzi. I właśnie za to lubię powieści Petera Pezzelli`ego. Za ciepło, pogodę ducha, pochwałę zwyczajnego życia: wspólnych domowych obiadów, prostych i smacznych dań z włoskiej kuchni i wiarę w rodzinę. Na pozór nie ma w tym nic odkrywczego, a mimo to "Kuchnię Franceski" czyta się z ogromną przyjemnością i przekonaniem, że wartościowe książki nie muszą od razu arcydziełami, mogą mieć formę pozytywnej, trochę naiwnej opowiastki o pewnej starszej pani, która chce być jeszcze komuś potrzebna.
Bardzo polecam, zwłaszcza osobom które potrzebują chwili oddechu i zwolnienia w codziennej gonitwie. Ta książka jest dla Was!!!
5/6
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania: Z półki 2013
Widzę że to chyba książka dla mnie :) rozglądnę się za nią. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo polecam :))
UsuńMam i będę czytać.)
OdpowiedzUsuń:)) Przede mną jeszcze kilka innych książek tego autora i już się cieszę :)
UsuńUwielbiam książki o tym kraju, sam nie wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej tak już jest i już :)A ja lubię książki z gotowaniem w tle. Ta taka jest :)
UsuńTo książka idealna dla mnie. Muszę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu. Polecam :)))
UsuńMam przemiłe wspomnienia związane z lekturą tej książki.. Kolejna czeka na półce, trzecia (zaczęta inie wiadomo dlaczego przerwana) na kindlu... Zapamiętałam z niej atmosferę ciepła "tradycyjnej" rodziny i smakowite kulinarne przepisy... Mniam.
OdpowiedzUsuńPrzypomniała mi się atmosfera "Domu w Italii" tego samego autora. Chyba zachciało mi się znowu zaczerpnąć oddechu :-)
OdpowiedzUsuńSłoneczna Italia jest w sam raz na taką zmienną pogodę jaką mamy teraz u nas :) więc się skuszę.
OdpowiedzUsuńA u mnie- "jak zjeść słonia"
Czegoś takiego właśnie potzrebuje :) oby wpadła w moje ręce :)
OdpowiedzUsuń