niedziela, 17 marca 2013

"Sosnowe dziedzictwo" - Maria Ulatowska

"Kwilące niemowlę, ukryte pod biurkiem pewnego tragicznego dnia podczas powstania warszawskiego, zamknięty na cztery spusty sejf, przez czterdzieści lat strzegący powierzonej mu tajemnicy, otoczony sosnami stary dwór nad jeziorem, czekający cierpliwie na swoją właścicielkę... Przeszłość i teraźniejszość splatają się tu w chwilami dramatyczną, a chwilami pełną humoru opowieść pokazującą, że los potrafi się do nas uśmiechnąć nawet wówczas, gdy zupełnie tego nie oczekujemy.
Anna Towiańska niespodziewanie zostaje właścicielką Sosnówki, pięknego, starego dworku na Kujawach. Odziedziczony po matce, która nie wiedziała o jego istnieniu, opuszczony i zaniedbany dom wymaga solidnego remontu. Anna postanawia przywrócić mu dawną świetność. Odkrywając malowniczą Sosnówkę, przygarnia porzuconą psinę i poznaje sympatycznych mieszkańców pobliskiego miasteczka. Samozwańczy parkingowy Dyzio, pilnujący porządku na rynku, przystojny weterynarz Grzegorz, właściciel firmy remontowej Jacek i mały Florek, szukający ciepła i miłości – wszyscy oni są pod urokiem prześlicznej, nowo przybyłej „dziedziczki z Sosnówki”. Nic więc dziwnego, że Anna postanawia zostać w Sosnówce na dłużej. 

„Sosnowe dziedzictwo” to magiczna, pełna pogody ducha i życzliwości historia o tym, jak los czasami pomaga nam być szczęśliwymi."

Czasami sama siebie nie rozumiem. Przecież wiem, że nie lubię historyjek, w których:
....piękna kobieta (jeśli nie jest zjawiskowo piękna to już na pewno musi mieć doskonałą figurę lub choćby przecudnej urody oczy)
... kobieta po przejściach (rozwód, utrata pracy a najlepiej i jedno i drugie)
... postanawia zmienić swoje życie (najlepiej pod wpływem chwili).
... wyjeżdża więc z dużego miasta na uroczą prowincję i otwiera tam hotelik, pensjonat lub inną kawiarnię (mimo, że nie potrafi gotować, prać ani sprzątać) i odtąd
.... jej życie jest pełne radości, niesamowitych zbiegów okoliczności i cudownych, chętnych do pomocy ludzi, którzy włażą przez drzwi, okna i kominy ... byle tylko pomóc.
.... i koniecznie poznaje wspaniałego, lokalnego faceta posiadającego jakąś niepospolitą pasję lub tzw. "fach w rękach". Facet ten oczywiście zakochuje się bez pamięci w bohaterce. 
Wiem, a mimo to czasami daję się nabrać lub zapominam o traumie poprzednich prób i biorę do ręki taką książkę. Efekt jest zawsze taki sam. To nie są książki dla mnie. Nie lubię bajkowych historii (już jako dziecko nie lubiłam), drażnią mnie te niesamowite zbiegi okoliczności, te tabuny cudownych ludzi, którzy po pięciu minutach stają się najlepszymi przyjaciółmi głównej bohaterki. Nie, po prostu nie. Ten post piszę ku przestrodze dla samej siebie. Jeśli jeszcze kiedyś najdzie mnie ochota na pensjonatową lekturę to najpierw przeczytam ten post, a potem siądę i poczekam aż mi przejdzie ta irracjonalna ochota.

I choć "Sosnowe dziedzictwo" nie było do końca takie złe i nie zawsze odpowiadało schematowi, a pewne wątki były całkiem interesujące, to i tak znalazłam zbyt dużo zastrzeżeń, żeby dobrze ocenić tę książkę. Największe minusy to: wspomniane wczesniej tabuny cudownych ludzi, zachwyt głównej bohaterki nad każdą rzeczą, zwłaszcza potrawą. Zachowywała się tak, jakby nigdy wcześniej nie jadła dobrego sera i nie piła dobrej kawy lub mleka. Ale najgorsze były zdrobnienia. Już w połowie książki miałam ochotę gryźć na widok kolejnej kawki, mleczka, serniczka, malinek i samochodziku. O dialogach nie wspominając. Ja wiem, że napisanie żywych, dobrze brzmiących dialogów to trudna sztuka, że wielu autorów ma z tym problem, ale skoro niektórzy dają sobie z tym radę, to chyba jednak można.  

Swoją drogą ciekawa jestem innych książek Marii Ulatowskiej, bo we fragmentach dotyczących losów rodziny głównej bohaterki, gdy nie było tak słodko i cukierkowo, można było dostrzec potencjał autorki. Czy inne jej książki też są takie przesłodzone?? Polecicie coś?? 

Niestety "Sosnowe dziedzictwo" oceniam na 2/6


19 komentarzy:

  1. Z autorką spotkałam się przy okazji książki "Przypadki pani Eustaszyny" niestety książka nie zachwyciła mnie i darowałam sobie jak na razie inne książki autorki, a jak widzę ... nadal sobie je daruję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Acha, czyli "Przypadki pani Eustaszyny" też odpadają ;)

      Usuń
  2. a mnie obie części Sosnówki przypadły do gustu, raz na jakiś czas trzeba "zapodać" sobie coś lekkiego i łatwego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze :) Różnorodność jest fajna i potrzebna :)

      Usuń
  3. Druga czesc jest jeszcze bardziej ulepna. Nie polecam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem lubię sobie poczytać taką pensjonatową powieść (fajne określenie), ale ostatnimi laty powstało ich zatrzęsienie bardzo różnej jakości. Dopiero po przeczytaniu kilku recenzji można w miarę bezpiecznie dokonać wyboru. Co do pani Ulatowskiej, to czytałam kilka recenzji jej książek, i żadna z nich nie była entuzjastyczna. Pamiętam, że jedną osobę denerwowało, że bohaterowie ciągle "ukucają", a kolei inna zauważyła, że wszyscy bohaterowie - od parobka po panisko, mówią dokładnie tym samym językiem, a przy różnicach w statusie społecznym to jednak nie powinno występować. Innymi słowy możesz sobie chyba darować pozostałe jej książki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, ten ujednolicony język wszystkich bohaterów też zauważyłam. I każdy z nich mówił takimi poprawnymi, okrągłymi zdaniami, nawet mały Florek. Jak już napisałam w recenzji, na dialogach "wykłada się" wielu autorów, tu jest podobnie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Też mi nie przypadła do gustu, a szkoda, bo wątek powstańczy fajny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie .... dlatego pisałam, że ta książka ma potencjał. Gdyby autorka poszła w stronę historii z przeszłości mogło być dużo lepiej. Szkoda.

      Usuń
  6. Stronię od takich książek zazwyczaj, ale czasami też nachodzi mnie ochota, żeby jednak spróbować i przeczytać. Pod wpływem tej ochoty właśnie kupiłam kiedyś "Sosnowe dziedzictwo", ale wciąż nie przeczytałam... Jakoś mi się nie spieszy do lektury teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż powiedzieć .... może zamień się z kimś książkami, albo ta może będzie dobrym prezentem dla jakiejś cioci :)

      Usuń
    2. Możliwe, że tak zrobię, ale może jednak kiedyś przeczytam :)

      Usuń
  7. hm, a ja od dawna mam ochotę poznać tę autorkę i "Sosnowe dziedzictwo" chętnie przeczytam :-) Choć bardziej chyba ciągnie mnie do "Kamienicy przy Kruczej"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem czy książki tej autorki przypadną Ci do gustu. Może okazać się, że nie będziesz aż tak krytyczna jak ja i ich lektura okaże się czasem mile spędzonym :)

      Usuń
  8. Czytałam "Domek nad morzem" tej autorki i oceniłam książkę nieco wyżej, chociaż dużego entuzjazmu z mojej strony też nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc "Domek nad morzem" jest kolejną pozycją tej autorki, którą sobie daruję. Nie wiedziałam, że ta autorka jest taka płodna i tyle książek napisała :)

      Usuń
  9. Czytałam również i widzę ze nasze zdania sa bardzo podobne. Nic więcej Ulikowskiej nie czytałam i prawdopodobnie nie będę, chyba że coś mnie 'trafi' szalonego. Dla mnie losy główne bohaterki były zbyt cudowne, na wszystko miała pieniądze, nawet jak ten z którym spotykała się na samym początku chodził na randki z inną nie płakała, nie żałowała... Zdrobnienia także mnie irytowały, ale cóż są książki i książeczki, tak samo jak ludzie i ludziska :D Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja to nazywam "pomroczność ciemna" - takie chwilowe postradanie zmysłów ;)
      Jest dokładnie tak jak piszesz .... najpierw Grzesiu, Grzesiu, spacery po domu w prześcieradle, a potem jak gdyby nic się nie wydarzyło. No cóż ... niby ta Anna taka piękna, mądra i dobra, a jakoś jej nie polubiłam.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...