poniedziałek, 20 lutego 2012

"Odważni" - Nicholas Evans

Czy chłopiec wychowywany przez rodziców w podeszłym wieku, mający niewielu przyjaciół i uciekający w świat telewizyjnych westernów będzie miał szanse na bycie odpowiedzialnym ojcem i mężem? Czy ktoś, kto dowiaduje się, że jego ukochana starsza siostra Diane jest jego matką,a po kilku szczęśliwych latach, na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zostaje skazana na karę śmierci, może kiedykolwiek poradzić sobie z traumą dzieciństwa? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w najnowszej powieści Nicholasa Evansa "Odważni". Nie chcę zdradzać zbyt dużo z fabuły, gdyż od samego początku akcja jest wartka, a dodatkowo prowadzona jest dwutorowo. Po pierwsze, mamy więc lata 60-te. Tommy Bedford wychowuje się na angielskiej prowincji i jako 8-letni chłopiec zostaje wysłany do szkoły z internatem. Dręczony przez nauczycieli i uczniów żyje w świecie westernów i próbuje być tak dzielny jak jego ulubiony bohater Flint McCullough. Sytuacja zmienia się gdy Diane rozpoczyna karierę w Hollywood i zbiera Tommy`ego ze sobą.
Po drugie, jest rok 2007. Tom Bedford jest dorosłym facetem, którego zostawiła żona, a syn nie utrzymuje z nim kontaktu. Żyje dniem obecnym, stroni od ludzi i niczego nie oczekuje od życia. Dopiero wiadomość, że jego syn został oskarżony o zabójstwo podczas misji w Iraku zmusza go do stawienia czoła demonom z przeszłości.
"Odważni" to dobrze skonstruowana i wciągająca powieść. I choć nietrudno domyśleć się co będzie dalej (w czym niestety pomaga opis na okładce), to i tak trudno się od niej oderwać.
Lubię powieści, które nie epatują brutalnością, seksem, a mimo to są w 100% męskie. Tak jest w tym przypadku. Co więcej, to jest właśnie cecha charakterystyczna twórczości Nicholasa Evansa. Jego bohaterowie nigdy nie są  bezmózgowymi mięśniakami, ale posiadają pewną wrażliwość i delikatność. I tak jak w przypadku Toma Bedforda, choć widać, że to nie jest facet idealny to nie sposób nie poczuć do niego sympatii.
Jest jeszcze jeden wspólny mianownik dla wszystkich powieści Nicholasa Evansa, a mianowicie podkreślanie więzi z otaczającą nas przyrodą i traktowanie jej z należytym szacunkiem. To sprawia, że ogromnie szanuję tego autora i czuję z nim swoiste pokrewieństwo. Zresztą, Nicholas Evans od lat jest dla mnie gwarancją wysokiej jakości. Przeczytałam większość jego książek i żadna mnie nie zawiodła.
Tak było i w tym przypadku, choć moją ulubioną powieścią nadal pozostaje "Zaklinacz koni".






2 komentarze:

  1. Muszę przeczytać. Dotychczas przeczytałam tylko jedną książkę tego autora: "Na plaży Chesil", ale jakoś szczególnie mnie ona nie porwała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolka, "Na plaży Chesil" napisał Ian McEwan. Notabene też bardzo dobry pisarz, choć to zupełnie inne pisarstwo. A Nicholas Evans, autor "Odważnych" napisał "Zaklinacza koni", "W pętli" i in. I jego książki bardzo polecam. Bardziej niż I. McEwana, którego proza jest jednak mocno dołująca i ja nie dałabym rady przeczytać dwóch jego książek po kolei. Pozdrawiam.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...