Kto powiedział, że 13 jest pechowa? Dla mnie na pewno nie. No bo jak za pechowy można uznać dzień, który spędziło się na spotkaniu swojego ulubionego, polskiego autora? :)
Wczoraj, w mojej osiedlowej, całkiem niedużej i całkiem zwyczajnej bibliotece odbyło się spotkanie z Jackiem Dehnelem. Od momentu przeczytania "Lali" Jacka Dehnela wielbię zupełnie bezkrytycznie. Zachwycam się jego wrażliwością, erudycją, a przede wszystkim przepiękną polszczyzną. I oto siedzę 5 metrów od niego (młodego chłopaka w czerwonych spodniach, glanach i zamszowej czarnej marynarce) i słucham o czym mówi. A mówi pięknie. Podobnie jak pisze. Świetnie też czyta i opowiada. Kiedyś słyszałam, że jest bufoniasty, nadęty i sztuczny. Moje wrażenie było zupełnie inne. To człowiek z wielką pokorą dla świata, z dużym dystansem do siebie, ciepły i pogodny. Dwie godziny minęły nie wiadomo kiedy, na opowieściach o rynku wydawniczym, "Lali", "Saturnie" i innych dziełach, o kolejnej powieści (o matce Makrynie), o malarstwie i o zombie (to ci dopiero była historia!!).
Ogromnie się cieszę, że byłam na tym spotkaniu, że było takie kameralne - dzięki czemu atmosfera była bardzo miła, "rodzinna" niemalże. I to nic, że nie miałam aparatu, miałam za to egzemplarz "Saturna" i poprosiłam o dedykację :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz