
"Saturn" to rozpisana na trzy głosy powieść o Francisco Goi. Pamiętam jak na spotkaniu autorskim Jacek Dehnel mówił, że chciał napisać książkę o patriarchalnej rodzinie, a rodzina Goi wpasowała się w ten temat idealnie. Mamy więc trzy głosy. Pierwszy należy do Francisco Goi, który kreuje się na 100% samca, głowę rodziny i posiadacza monopolu na prawdę. Drugi do jego syna - Javiera Goi, człowieka wrażliwego, melancholijnego i depresyjnego, który jest przeciwieństwem ojca. Trzeci do Mariano Goi - syna i wnuka, któremu zdecydowanie bliżej do dziadka niż do ojca. Jest też, choć niemy, głos Czarnych obrazów - cyklu namalowanego przez Goyę (??!!) w tzw. Domu Głuchego (ot taki paradoks, bo Goya na skutek choroby faktycznie stracił słuch). Wspólnie tworzą spójną opowieść o rodzinie Goya, o pasji, tajemnicy, ale też rozczarowaniu, niezrozumieniu i wyobcowaniu. Ojciec nie rozumie syna, syn swojego syna. Każdy marzy o tym, żeby jego dziecko było inne, lepsze lub po prostu takie jak on sam. Francisco nie może pojąć jak to stało, że ze wszystkich jego dzieci przeżył akurat ten, który najmniej go przypominał.
" Mówi FranciscoJavier natomiast gardzi swoim ojcem i zupełnie nie rozumie jego stylu życia, licznych romansów, podejrzewa go nawet o romans ze swoją żoną:
Jak baba rysował. Bo w ogóle rósł i coraz bardziej przypominał babę; dupa mu się zrobiła szeroka, jak u takiej dziewuchy, co już ją można wyzamiatać, głos niby się załamał, ale nie zmężniał; wiem, bo pytałem Pepę - ponoć piszczal tylko jakoś tak, jękliwie, słabawo ... widziałem to nawet po jego oczach, kiedy coś mówił [...]
Czasami widziałem go gdzieś w domu, nagle, i zastanawiałem się: czy to jest na pewno mój syn, ta nadzieja rodu. wnuk pozłotnika, który, jak trzeba było, stawał się zwykłym chłopcem i obrabiał żonine grunta we Fuendetodos, syn malarza, który znał księżne, niektóre nawet blisko, i królów wielkiego imperium, co pozwalali mu chodzić z nimi na polowania, całować się w rękę i pozostawać w zażyłych stosunkach, jak to w ogóle możliwe?"*
"Mówi JavierKsiążka w swojej tonacji jest Czarne obrazy - ciemna, ponura, duszna i pomimo, że akcja toczy się w Hiszpanii i Francji to kompletnie nie czuć tego słonecznego, śródziemnomorskiego klimatu. I nie jest to absolutnie zarzut. Domyślam się, że taka ta książka miała być. Poza tym jest jak każda książka tego autora - świetnie napisana, wciągająca i skłaniająca do refleksji. I po raz kolejny miałam dylemat pt. "Co czytać po Dehnelu?" Po jego pięknej polszczyźnie większość książek jawi się jako zbyt pospolite i potoczne. Na szczęście trafiłam na dwie powieści, które jakością dorównują "Saturnowi". Jest to "Austerlitz" i "Jestem tu od wieków". Recenzje wkrótce.
Czy widzieliście kiedyś tokującego cietrzewia, czy może raczej: głuszca? Jak nadyma się, stroszy, unosi głowę wysoko, rozkłada ogon, nie ma pojęcia, co się dzieje dookoła, skupiony tylko na sobie, bo przecież nie na jakiejś samicy, która jest, w gruncie rzeczy, przypadkowa? Jeśli tak, to widzieliście mojego ojca."**
A "Saturnowi" daję pięć gwiazdek, bo innego mogłabym? Bardzo polecam.
* J. Dehnel, Saturn, Warszawa 2011, s. 48 - 49.
** J. Dehnel, Saturn, Warszawa 2011, s. 58.