piątek, 3 lutego 2012

Styczniowe lektury

Styczeń jest dla mnie najtrudniejszym miesiącem. I nie chodzi o to, że długi, że zimno i ciemno. Przede wszystkim styczeń jest dla mnie miesiącem najcięższej pracy. Całymi tygodniami przygotowuję setki stron nikomu niepotrzebnych streszczeń, sprawozdań i podsumowań minionego roku. W efekcie, w wolnych chwilach nawet nie włączam komputera tylko czytam książki albo zabieram psy na spacer. Cierpi na tym blog, ale trudno. Postanowiłam nie napinać się zbytnio i nie walczyć sama ze sobą. W końcu nawet styczeń nie trwa wiecznie.
Pomimo natężenia pracy udało mi się przeczytać kilka dobrych książek.

1. "Ksiądz Rafał" Macieja Grabskiego. To idealna pozycja na taki noworoczny czas, gdy choinka jeszcze rozjaśnia mrok pokoju i duch Świąt Bożego Narodzenia jeszcze nie do końca się ulotnił. Nie sądziłam, że czytanie o perypetiach młodego proboszcza w małej wsi w latach 70-tych może być zajmujące. A jednak! Ogromna w tym zasługa autora, który nie dość, że stworzył tak żywych i ciekawych bohaterów, to jeszcze wykreował świat, który każdy z nas potrafi sobie wyobrazić lub odgrzebać w pamięci. Ksiądz Rafał, który rozmawia ze zwierzętami, organista który w wolnych chwilach grywa Bacha, grupa dewotek pisząca donosy. Właściwie każda z postaci jest inna, jest interesująca i jest potrzebna w tej historii. Zdziwiłam się ogromnie gdy przeczytałam, że ta powieść jest debiutem literackim autora. Zupełnie nie czułam tego podczas lektury. Teraz szukam kolejnej części i myślę, że ona także nie sprawi zawodu.


2. "Dom jedwabny" - Anthony Horowitz. Ostatnio ciągle mi drodze z Sherlockiem Holmsem. Na BBC oglądam serial o tym detektywie, ale jego akcja rozgrywa się we współczesnym Londynie. Wybieram się do kina na "Grę cieni" z Robertem Downeyem Jr w roli głównej, a teraz ta książka. "Dom jedwabny" jest pięknie wydaną i naprawdę dobrze opowiedzianą kolejną odsłoną przygód słynnego detektywa i jego przyjaciela oraz dokumentalisty. Autor stanął na wysokości zadania, bo jego Sherlock Holmes jest odpowiednio przenikliwy, błyskotliwy i trudny w kontakcie. Dzieli ludzi na dwie grupy: siebie i zwykłych ludzi. Watson też jest taki jak trzeba: inteligenty, wierny i  wyrozumiały dla trudnego charakteru detektywa. Są też inni starzy znajomi: Moriarty, Mycroft i inspektor Lestrade. No i zagadka kryminalna, jak najbardziej w stylu Sherlocka Holmesa.
Tak więc polecam wszystkim miłośnikom zagadek kryminalnych i londyńskiego detektywa.


3. "Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy światowcami" - Wojciech Mann i Krzysztof Materna. Pożyczyłam tę książkę dosłownie na dwa dni i generalnie tyle wystarczy żeby ją przeczytać, bo choć jest dość gruba to większą część zajmują zdjęcia, co bynajmniej nie jest żadnym zarzutem. Zarzutem jest natomiast jakość użytych materiałów. Książka po prostu rozpadała się w rękach. Mam w domu wikol więc ratowałam ją jak mogłam, ale kartki wypadały jedna po drugiej. Nie wiem czy to tylko ten egzemplarz jest taki niefortunny, czy cały nakład. Wielka szkoda, bo dla wszystkich miłośników twórczości panów M M, dla słuchaczy piątkowych porannych programów radiowej Trójce, jest to niewątpliwa gratka. Pomijając trudności techniczne, książkę czytałam z ogromną przyjemnością, bo uwielbiam styl narracji i poczucie humoru obu panów M. 


4. Zaczęłam też czytać "Rachubę świata" - Daniela Kehlmanna, książkę która kilka lat temu w Niemczech była prawdziwym hitem wydawniczym i która także na polskich blogach zbierała dobre recenzje. Niestety mój egzemplarz wypożyczyłam w osiedlowej bibliotece i choć nie jest zniszczony to tak potwornie śmierdzi jakimś brudem i pleśnią, że nie dałam rady czytać. W Matrasie ta książka jest na wyprzedaży, więc chyba po prostu ją kupię, bo zaczyna się interesująco i szkoda byłoby przegapić dobrą powieść.
Opis z okładki poniżej:
"Akcja bestsellerowej powieści Daniela Kehlmanna rozgrywa się na przełomie wieków XVIII i XIX. Żyją jeszcze myśliciele oświecenia, wchodzą w modę loty balonem i spirytyzm, nadciąga wiek pary i elektryczności. Na oczach czytelnika Goethe broni teorii o zimnym wnętrzu ziemi, a powstająca siedziba prezydentów USA malowana jest na biało. Jednocześnie powstają pierwsze zdjęcia dagerotypowe i prototyp telegrafu. Europą wstrząsają wojny napoleońskie i ruchy wolnościowe, w Ameryce powstają nowe państwa. W tym samym czasie przyrodnik Alexander von Humboldt podejmuje słynną ekspedycję do Ameryki Łacińskiej, zaś książę matematyków, Carl Friedrich Gauss, w czterech ścianach odbywa podróże do granic wiedzy. Kehlmann opisuje pełne przygód wyprawy badawcze Humboldta do Ameryki Łacińskiej i Rosji, samotne zmagania domatora Gaussa z wielkimi pytaniami nauk ścisłych, a także życie osobiste obu bohaterów. Przekonująco, żywo i z finezją przedstawia życie i epokę obu tych uczonych. Ta mądra, zabawna, wciągająca powieść zachęca do namysłu nad niedawną przeszłością kultury zachodniej, a także nad tym, jak dalece można wymierzyć świat i go zrozumieć. Czy umiemy przewidzieć zdarzenia prywatne lub historyczne i dzięki rozwojowi cywilizacji chronić siebie i innych od przeciwności losu?"

To tyle refleksji z moich styczniowych lektur. Przeczytałam jeszcze jedną książkę, ale o niej chciałabym napisać ciut więcej, ale to w kolejnym poście.
Pozdrawiam ciepło :)



czwartek, 2 lutego 2012

Wisława Szymborska [*]

Wisława Szymborska (1923 - 2012)

 [*] [*] [*]

Nagrobek

Tu leży staroświecka jak przecinek
autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek
raczyła dać jej ziemia, pomimo że trup
nie należał do żadnej z literackich grup.
Ale też nic lepszego nie ma na mogile
oprócz tej rymowanki, łopianu i sowy.
Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy
i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę.


niedziela, 1 stycznia 2012

AND THE WINNER IS ..... czyli podsumowanie 2011roku :)

Za nami rok 2011. Jaki był? Właściwie zwyczajny, co w moim przypadku jest akurat pozytywne :). Największą rewolucją było pojawienie się w moim domu kota Tymianka, a wraz z nim wszystkich kocich akcesoriów z siatką zabezpieczającą balkon włącznie. Jeśli chodzi o książki to mijający rok był o tyle przełomowy, że po raz pierwszy wszelkie moje rankingi wygrała powieść polskiego autora. Pisałam o tym już w sierpniu i do tej pory zdania nie zmieniłam. "Wzgórze Błękitnego Snu" Igora Newerlego rozłożyło na łopatki wszystkie inne książki przeczytane w 2011 roku. Powiem więcej, jest to powieść, która ma szansę znaleźć się naprawdę wysoko w jakimś Topie Wszechczasów, o ile bym taki kiedykolwiek tworzyła.
Poza tym na uwagę zasługują także (w kolejności alfabetycznej):
- "Cukiernia pod Amorem" t.2 "Cieślakowie" - Małgorzata Gutowska - Adamczyk - Trzeci tom ciągle przede mną, ale poprzednie podobały mi się ogromnie i absolutnie nie dziwię się licznym zachwytom i nagrodom dla Pani Małgorzaty. "Cukiernia pod Amorem" jest cudną historią i napisaną tak, że nie sposób odłożyć książkę na półkę.

"Handlarze czasem" - Tomasz Jachimek - wyróżnienie za niebywałe poczucie humoru i niepowtarzalny style autora.
"Gorzkie cytryny Cypru" - Lawrence Durrell -
za klasę i styl. Po prostu.
"Miasto ryb" - Natalka Babina -
ta książka jest moim kolejnym odkryciem roku, a autorka zasługuje na wyróżenie za genialne łączenie fantazji i rzeczywistości, radości i nostalgii i za wymyślenie tej nieprawdopodobnej fabuły.
"Piaskowa góra" - Joanna Bator - za doskonały powrót do przeszłości
"Rok nie wyrok" - Piotr Milewski -
za niewątpliwy talent pisarski i świetny język. 
"Saturn" - Jacek Dehnel - za pomysł przedstawienia ciężkich i trudnych relacji ojca z synem przy użyciu ciemnych barw i ciężkich słów. Genialne!







W nowym, 2012 roku wszystkim molom książkowym życzę wielu wspaniałych lektur, a przede wszystkim czasu na czytanie,
bo tego ciągle mało. Przynajmniej u mnie. 
Pozdrawiam ciepło :))


czwartek, 29 grudnia 2011

"Rok nie wyrok" - Piotr Milewski

Zacznę tak: książka "Rok nie wyrok" jest pozycją absolutnie wyjątkową i nieprzeciętną!! :)) I to nie tyle za sprawą tematu jaki podejmuje (bo ten akurat mało mnie interesuje), ale tego w jaki sposób został on opisany. Autor jest mistrzem wnikliwej obserwacji i umiejętności opisywania tego co zobaczył przy użyciu języka żywego i soczystego, którego nie powstydziłby się sam Charles Bukowski. Na pozór karkołomne zadanie przełożenia swoistej nowomowy raperów na język polski udało się znakomicie.
A kim jest ów autor? Kojarzycie być może takie zdanie: "Z Nowego Jorku Piotr Milewski, Radio Zet"? Wiele osób słyszało je  zapewne wielokrotnie. Ja zwykle słucham innej stacji, ale nazwisko obiło mi się o uszy. Teraz wiem, że słusznie i że to nazwisko należy zapamiętać, bo oto objawił się talent pisarski przez duże T. Ale od początku.
"Załamka. Prawda, pijam, i to nie wylewając za kołnierz. Prawda, próbowałem wielu nielegalnych substancji. Ale przymusowy odwyk? Pięć razy w tygodniu? To niedorzecznośc i potworna strata czasu!
Mylę się. Odwyk jest niedorzecznością, ale stratą czasu w żadnym razie."
Piotr Milewski miał pecha. Znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Podczas obławy na handlarzy narkotyków został zatrzymany i aresztowany za posiadanie kokainy. Miał do wyboru dwie opcje: albo nie przyznaje się do winy, czeka na proces, a potem dostaje wyrok - 2,5 roku więzienia, albo przyznaje się do posiadania narkotyków i zostaje skierowany na12 miesięcy przymusowej terapii odwykowej. Efektem tego okresu jest "Rok nie wyrok" - dziennik z terapii.

Bohaterami są uczestnicy programu, głównie Czarni i Latynosi - dilerzy, przestępcy, recydywiści - ludzie zepchnięci na margines, bez perspektyw na normalne, zwyczajne życie. Czy terapia sprawi, że oto powrócą na właściwą drogę? Szansa jest niewielka z kilku powodów: po pierwsze, system nakazuje wszystkich traktować w jednakowy sposób, żywiąc nadzieję, że metoda przetestowana na amatorze marihuany, zadziała też w przypadku nałogowego alkoholika, narkomana i lekomana w jednym. Po drugie, Khaisha - terapeutka grupy Mila (ksywka autora) jest totalnie niepozbierana, roztrzepana, zawsze zadaje te same pytania i pozwala by rozmowy toczyły się w kierunku rzadko zgodnym z duchem terapii. Po trzecie, uczestnicy nie robią nic w celu zerwania z nałogiem. Spotykając się na regularnych sesjach terapeutycznych wymieniają poglądy na temat metod dilowania? dilerowania? .... handlu! i uzyskania negatywnego wyniku badania moczu:
"Tian wyrzuca Derrickowi, że wcześniej nie przyznał się do palenia i nie poprosił o radę, tylko bezmyślnie oddawał brudną urynę.
- Człowiek, trzeba było płukać. A tak żeś zamknął wszystkie drogi.
- Nie słuchaj go, Derrick - interweniuje Kaisha. - Płukanki nie działają, a jeśli próbujesz rozcieńczyć urynę, pijąc duże ilości wody, wykazuje wodoładowanie. 
- Nic nie wykazuje, dziewczyna. Wypijasz galon na wieczór i galon przed badaniem, urynując często, jak możesz. Tylko musisz zarzucać witaminę B3....
- Nie wierz mu Derrick. To mity.
- Żadne mity. Trzeba ostrożnie, żeby za bardzo nie ścieńczyć, bo badają wagę moczu i zawartość kreatyniny. Nie wolno, jak niektórzy, samą wodę pić, bez jedzenia i niczego. Lepiej nawet sok jabłkowy czy żurwinowy przed testem. A witamina B zwiększa poziom kreatyny, z której wytwarza się kreatynina. Osiem razy czyściłem i nigdy nie miałem wtopy - wyznaje Tian.
- Żebyście tyle wysiłku i pomysłowości wkładali w prace nad sobą, naukowcy! - marzy się Khaishy."
 Dyskutują też na temat wychowania dzieci, relacji z kobietami i tradycji świątecznych:
"- U nas nie ma Święta Dziękczynienia. To amerykańskie święto. 
Grupa spogląda ze zdziwieniem.
- To jakie święto jest w Polsce najważniejsze?
- Boże Narodzenie.
- I co wtedy robicie?
- Właściwie najważniejsza jest Wigilia. Taka kolacja w przeddzień Bożego Narodzenia. Wtedy pościmy ...
- Pościcie?
- Tak. Jemy ryby, na ogół: śledzia i karpia. Pierogi, białe ziemniaki, zupę z buraków albo z grzybów. Znaczy z dzikich grzybów, zbieranych w lesie.
- Że co? W lesie? Człowiek! - dziwuje się Uroda.
- Tak, zbieranych w lesie i ususzonych.
Przerażeni koledzy kręcą głowami i uderzają się po udach.
- Nie w każdym kraju wszystkim się przelewa jak w Ameryce - tłumaczy Khaisha. - Są miejsca na świecie, gdzie ludzie dalej sami hodują zwierzęta na mięso, zbierają różne rzeczy do jedzenia w lasach. Społeczności zbierackie i pasterskie..."
Podczas tych spotkań, między kursantami nawiązuje się nić porozumienia i zacierają się różnice kulturowe:
"- Pete, ostrzygłeś się?
- Troszeczkę. 
- No to pokaż.
Zdejmuję dokerską czapkę, która dotychczas szczelnie osłaniała łysą czaszkę z paskiem szczeciny pośrodku.
- Wow, człowiek!
- Ja cię kręcę! Wypas joł!
- Gratulacje, Pete!
- Wyjebany fryz, sam se taki fundnę.
Aplauz przerasta moje najśmielsze oczekiwania.
- Zawodówka, Pete. Jak żeś przyszedł z tymi piórami do ramion, z tymi butami na koturnie, nie wiadomo było: chłopak czy dziewczyna. Znaczy, z kiciorem ... Na początku tylko ... Potem już nie tego.... Wiesz o czym ja mówię... No! A teraz nie ulegasz wątpliwości, żeś jest facet! - Carlos postanowił oczyścić atmosferę. "
Dziwię się sama sobie, że książka o odwyku głównie dla gangsterów tak bardzo mi sie podobała. To nieprawdopodobne, a jednak!! Piotr Milewski napisał książkę totalnie prawdziwą, niepoprawną politycznie i uzależniającą. Momentami jest przerażająca i porażająca, w wielu miejscach zabawna i pewnie dzięki temu "Rok nie wyrok" czyta się z zapartym tchem.
Dlatego zachęcam - przeczytajcie tę książkę, bo naprawdę warto!! Na początku język może wydawać Wam się trudny i dziwny, ale gdy już przyzwyczaicie się do stylu autora, jestem pewna, że akcja pochłonie Was bez reszty. 





PS. Za książkę dziękuję Pani Kasi z Wydawnictwa Niebieska Studnia :)


sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych Świąt !!!





Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia wszystkim znajomym i nieznajomym, blogowiczom i odwiedzającym życzę wszelkiej pomyślności, uśmiechu, spokoju i wszystkiego co najlepsze na 2012 rok.











________________________________________________________________

Ps. A już wkrótce nowe recenzje, przede wszystkim rewelacyjnej książki Piotra Milewskiego "Rok nie wyrok". Niestety ostatnio ktoś mi ukradł czas i ledwo wyrabiałam na przysłowiowych zakrętach. Liczę, że po Świętach będzie lepiej.


Gorące pozdrowienia dla wszystkich. Wesołych Świąt!!! 
rr-odkowa

czwartek, 17 listopada 2011

"Prokurator Alicja Horn" - Tadeusz Dołęga - Mostowicz

Kiedy zaczynałam czytać powieść Tadeusza Dołęgi - Mostowicza "Prokurator Alicja Horn" myślałam o tym co napiszę w recenzji i byłam przekonana, że jedno z pierwszych moich zdań będzie brzmiało: "Cudowna, w starym stylu, powieść dla kobiet, które takie klimaty lubią" Jakżesz się pomyliłam. "Prokurator Alicja Horn" to przede wszystkim świetna powieść dla każdego - dla kobiety, mężczyzny, babci, przyjaciela i młodszej siostry. To powieść sensacyjna, gangsterska, awanturnicza. Momentami romantyczna i zadziwiająco aktualna. No i genialna :)

Jan Wikler awanturnik i kobieciarz przybywa do Warszawy. Przed laty, jako Bohdan Drucki, musiał uciekać z Polski ponieważ zgwałcił młodą dziewczynę za co, rzecz jasna, był ścigany przez policję. Teraz postanawia osiąść tu na jakiś czas, zwłaszcza że stary znajomy, Borys Załkind powierzył mu prowadzenie nocnego klubu "Argentyna". Dla Winklera, który lubi się bawić, nie stroni od alkoholu i kobiet jest to praca idealna. Szybko przemienia kiepsko działający interes w jedno z najbardziej popularnych miejsc w Warszawie. Każdego wieczora lokal jest pełny, a goście bawią się wyśmienicie. Pewnego dnia do "Argentyny" przychodzi prokurator Alicja Horn. Drucki widział ją wcześniej w kawiarni, a jej nieprawdopodobna uroda przykuła jego uwagę. Zaczyna więc zabiegać o jej względy, adorować, co Alicja zauważa i akceptuje. Gdy już wydaje się, że romans tej dwójki jest tuż tuż Alicja znika. W życiu Jana Winklera pojawia się jednak ponownie gdy ten zostaje aresztowany za rzekomy handel morfiną. Alicja jest oskarżycielem, ale też .... koniec końców .... to ona ratuje go przed skazaniem. Wybucha płomienny i namiętny romans ......

Nie mogę powiedzieć co było dalej, bo zepsułabym Wam przyjemność z lektury. I tak mam wrażenie, że napisałam już zbyt dużo, zwłaszcza jeśli chodzi o związek Al i Boha (jak zwykli o sobie mówić).  Warto zauważyć, że ta historia to tylko jeden z wątków. Równie pasjonujące są relacje Jana z innymi osobami (przede wszystkim z Julka - podopieczną Alicji), z doktorem Karolem Brunickim, Borysem Załkindem i jego żoną Lubą. Wspomniany przed chwilą Karol Brunicki to bardzo ważna postać w całej historii. Wraz z goszczącym u niego incognito, światowej sławy biologiem, doktorem Kunoki przeprowadzają nielegalne eksperymenty nad rozwojem prenatalnym człowieka. W zamkniętej części domu doktora Brunickiego znajduje się mała klinika, w której przetrzymywane są kobiety w ciąży i kobiety z małymi dziećmi. Także naukowe dyskusje obu doktorów są również niesłychanie interesujące, bo pokazują ówczesny poziom badań nad rozwojem człowieka.
"Prokurator Alicja Horn" to także pasjonujący obraz zmieniających się czasów. Oto młoda, piękna i inteligentna kobieta zostaje mianowana podprokuratorem, co wywołuje wielkie poruszenie. Jakże to tak? Kobieta prokuratorem?
"W sądzie okręgowym od poniedziałku panowała niebywałe podniecenie.
Zaczęło się od tego, że prokurator Martynowicz stanął w drzwiach kancelarii i zwracając się do aplikanta Modronia, powiedział swoim burkliwym a dobitnym głosem:
- Każe pan na drzwiach gabinetu po podprokuratorze Korczyńskim przybić napis: "Podprokurator Alicja Horn" Zrozumiano?
-Tak jest, panie prokuratorze.
Drzwi zamknęły się z lekkim trzaskiem. W kancelarii umilkły wszystkie maszyny, zaległa zupełna cisza. [...]
- Jakże, podprokurator Alicja Horn - oburzył się stary pan Rolko. - Niby kobieta?
[...]
- Jeżeli Alicja, to juścić kobieta.
- Ale darujcie! Kto kiedy widział kobietę prokuratora?
- Jak pan powiada?
- Alicja Horn
- Tak, tak - pokiwał głową pan Rolko. - Rozpusta i tyle. Niezłe czasy, co? ..."*
 No co tu dużo pisać - książka podobała mi się ogromnie (a jedyny minus jaki znalazłam to, pozostawiająca wiele do życzenia, korekta. Zbyt dużo znalazłam w tekście literówek, żeby o tym nie wspomnieć).
Polecam Wam tę powieść gorąco. Gwarantuję, że przepadniecie już po kilkunastu przeczytanych stronach i trudno będzie się Wam oderwać :)).




 zdjęcie pochodzi z tej strony link 

* T. Dołega - Mostowicz, Prokurator Alicja Horn, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2010, s. 33. 

poniedziałek, 7 listopada 2011

"Dobrego złodzieja przewodnik po......"

Jeśli macie zły nastrój albo potrzebujecie na kilka godzin zapomnieć o całym świecie koniecznie sięgnijcie po książki Chrisa Ewana "Dobrego złodzieja przewodnik po Amsterdamie" i "Dobrego złodzieja przewodnik po Paryżu". Nie jest to może literatura ambitna, ale na pewno lekka i przyjemna, przy której czas upłynie szybko. Głównym bohaterem jest Charlie Howard pisarz, autor kryminałów, a przy okazji ...... złodziej. W swojej pracy przestrzega swego rodzaju kodeksu honorowego. Nie nosi broni, zawsze upewnia się czy w miejscu, które chce okraść nikogo nie napotka, nie robi bałaganu .... a że przede wszystkim pamięta o własnej prowizji ..... no cóż, takie życie ;)
W pierwszej części otrzymuje zlecenie kradzieży dwóch z trzech figurek małp. Zleceniodawca posiada jedną z nich, ale potrzebuje jeszcze dwóch pozostałych. Dzięki precyzyjnym wskazówkom Charliemu udaje się zdobyć figurki. Niestety to dopiero początek kłopotów, gdyż zleceniodawca umiera na skutek ciężkiego pobicia i podejrzenia padają na Charliego. Żeby uniknąć procesu główny bohater musi rozwiązać zagadkę trzech małp, dowiedzieć się kto jest mordercą. A w tym wszystkim musi jeszcze znaleźć czas na poprawki w swojej nowej powieści, które to z chirurgiczną precyzją wytyka mu jego redaktorka i powierniczka.
W drugiej części akcja przenosi się do Paryża, gdzie Charlie niespodziewanie wpada w sam środek dużej intrygi, której punktem kulminacyjnym ma być kradzież obrazu Picassa "Mężczyzna z gitarą". Charlie ponownie jest poszukiwany przez policję, gdyż w jego mieszkaniu popełniono morderstwo. Na własną rękę prowadzi śledztwo, które utrudniają mylne tropy i ludzie, którzy nie są tymi, za których się podają.
Myślę, że dużą zaletą obu książek o dobrym złodzieju jest ciekawa intryga, która niczym u Agathy Christie, zostaje wyjaśniona dopiero na ostatnich stronach. Charlie Howard mimo iż zajmuje się niezbyt chlubną profesją jest niewątpliwie sympatyczną i barwną postacią. I wcale nie przeszkadza fakt, że nie mamy pojęcia jak wygląda. Wiadomo tylko, że twarz widniejąca na okładkach jego książek nie jest jego twarzą i że w pewnym momencie musiał obciąć i przefarbować włosy. Interesujący są również inni bohaterowie, a przede wszystkim redaktorka Victoria, która pomaga Charliemu zarówno przy tworzeniu książkowych intryg, jak i w rozwiązaniu zagadki kradzieży obrazu Picassa. Niewątpliwym plusem jest też lekki i żywy język i poczucie humoru autora.
Jeśli więc macie ochotę na przyjemną i niezobowiązującą lekturę poszukajcie książek Chrisa Ewana. Ja czekam na kolejne odsłony przygód dobrego złodzieja ... tym razem w Las Vegas i w Wenecji.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...