wtorek, 6 sierpnia 2013

"Arthur & George" - Julian Barnes







Tytuł: "Arthur & George"
Autor: Julian Barnes
Tłumaczenie: Joanna Puchalska
Tytuł oryginału: Arthur & George
Wydawnictwo: Świat Książki
Miejsce i data wydania: Warszawa 2007
Liczba stron: 592












Tytułem wstępu......
Julian Barnes. Przyznaję, że mam problem z tym autorem. Świetnie pisze - to nie podlega dyskusji. Doskonale konstruuje bohaterów, umie budować atmosferę i napięcie i ogólnie jeśli chodzi o warsztat, nie mam żadnych zastrzeżeń. A mimo to podskórnie drażni mnie to jego pisanie. Trudno mi wytłumaczyć dlaczego, ale czuję jakiś taki samozachwyt nad własnym talentem i pychę. Dziwne prawda? W niedużym odstępie czasu przeczytałam dwie jego książki i przy obu mam identyczne zastrzeżenia. Czy czasami macie podobnie?

Przechodząc do meritum ....
Tytułowi bohaterowie to Arthur ... tak tak... właśnie ten .... Arthur Conan Doyle - lekarz i twórca postaci Sherlocka Holmesa oraz George skromny, nieśmiały prawnik, syn pastora hinduskiego pochodzenia z małej wioski Great Wyrley położonej w hrabstwie Staffordshire. Początkowo panów nic nie łączy. Każdy żyje w swoim świecie i wiedzie zupełnie inne życie. Arthur Conan Doyle od dziecka wykazuje zdolności do wymyślania historii, mimo że studiuje medycynę (otwiera nawet swój gabinet okulistyczny), to pisarstwo przynosi mu sławę, uznanie i pieniądze. George Edalji natomiast kończy prawo (specjalizuje się w prawie kolejowym), ale niedługo może cieszyć się szacunkiem społeczeństwa. Zostaje bowiem oskarżony o znęcanie się nad zwierzętami i pisanie anonimów z pogróżkami, w tym do samego siebie (sic!). W sprawę angażuje się sir Arthur, który jest przekonany o niewinności młodego prawnika: "Ja nie myślę, że pan jest niewinny. Ja nie wierzę, że pan jest niewinny. Ja wiem, że pan jest niewinny." (s. 363). Korzystając z metod swojego najsłynniejszego bohatera postanawia znaleźć prawdziwego złoczyńcę. Przy okazji mamy możliwość poznać lepiej poglądy i życie Arthura Conan Doyle`a, jego perypetie rodzinne i zamiłowanie do seansów spirytystycznych. 

"Arthur & George" to książka niezwykła i bardzo inteligentna. Autentyczne wydarzenia posłużyły Julianowi Barnesowi do stworzenia opowieści o ogólnej kondycji społeczeństwa brytyjskiego u schyłku XIX wieku. Społeczeństwa, którego cechy reprezentują obydwaj bohaterowie. Powściągliwość, zachowawczość i wiara w prawo George`a oraz Arthura pewność siebie i wiara w honor. Przeciwwagą dla nich są cechy reprezentowane przez oskarżycieli, policję, wreszcie ministerstwo. Rasizm i strach przez innością ukryte pod płaszczykiem zasad, prawa i samo-nasuwających się wniosków. Julian Barnes doskonale ukazuje mechanizmy funkcjonowania rasizmu. Nikt z oskarżycieli otwarcie nie przyznaje się do motywów swojej oceny, a przecież wiadomo o co chodzi. Przecież żaden Anglik nie mógłby w ten sposób postępować ze zwierzęciem, w domyśle - ale Hindus już tak, bo kto zna te ich dziwne zwyczaje i rytuały. Podobno czczą ogień - mówi w pewnym momencie przedstawiciel policji. Paradoksalnie, oskarżony George Edalji poza ciemniejszym kolorem skóry, jest bardziej angielski od wielu Anglików z dziada pradziada.   
Jak już wspomniałam na wstępie, nie czuję sympatii do tego autora, ale przełamując uprzedzenia gorąco polecam książkę "Arthur & George" przede wszystkim miłośnikom Sherlocka Holmesa i opowieści kryminalnych. Jestem pewna, że nie poczujecie się zawiedzeni. Pomimo pewnych dłużyzn, zwłaszcza na początku, historia naprawdę wciąga i po przeczytaniu ok. 200 strony trudno już się od niej oderwać.


5+/6

18 komentarzy:

  1. Cóż, odnośnie tytułu wstępu... Ja Barnesa uwielbiam odkąd przeczytałem "Poczucie kresu". To zresztą pierwsza powieść Barnesa, którą przeczytałem. I, być może jestem dziwny, ale dostrzegam w tych powieściach takiego bardzo brytyjskiego, cierpkiego i inteligentnego humoru. A Barnes kapitalnie to prezentuje, jego akapity są ucztą dla moich oczu:) Mam koleżankę, która na przykład nie może Barnesa w dużych ilościach czytać, bo bez przerwy ma wrażenie, że Barnes gdzieś tam się zakradł w jej głowę i zapisuje jej myśli. Barnes faktycznie na dłuższą metę jest dosyć męczącym pisarzem. Ale zdecydowanie wartym uwagi.
    PS. "Arthur i George" to chyba jego jedyna książka, która wyszła po polsku, a której jeszcze nie przeczytałem, choć leży już na półce od dłuższego czasu:) Czeka na swoją kolej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poluję teraz na "Papugę Flauberta", bo pomimo tego że nie obdarzyłam autora specjalną sympatią ;), to tak jak napisałam, uważam że pisze doskonale. Stąd też wysoka ocena tej książki.
      BTW, ciekawe jest to co napisałeś o koleżance, o tym, że Barnes zakradł się do jej głowy. Kilka razy zdarzyło mi się coś podobnego, aczkolwiek przy innych autorach.
      A ... i zgadzam się z tym, że książkach Barnesa jest coś bardzo brytyjskiego. Zdecydowanie tak :)
      Pozdrowienia :)

      Usuń
    2. A przy jakich autorach miałaś podobne odczucia?

      Usuń
    3. Wiele lat temu takie odczucia miałam przy Hermanie Hessie (zresztą muszę do niego w końcu wrócić i przekonać się jak teraz na mnie działa), czasami (choć rzadziej) Eric Emmanuel Schmitt, a ostatnio Sandor Marai (choć w tym przypadku to chyba bardziej pobożne życzenie, po prostu chciałabym umieć ubierać myśli w słowa, tak jak on to robił).

      Usuń
  2. Niestety czytalam tylko "Poczucie kresu", ale ta ksiazke tez mam w planach. Ta jedyna przeczytana ksiazka autorstwa Barnesa zachwycila mnie, wiec sama nie wiem dlaczego ociagam sie z czytaniem kolejnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha! czyli nie tylko ja tak na "Poczucie kresu" zareagowałem:)

      Usuń
    2. Mariola S. - bo to nie zawsze chodzi o to, żeby rzucić się na jakiegoś pisarza i przeczytać wszystko co napisał. Takich pewniaków trzymam sobie na gorsze czasy, na dzień kiedy nic mi się nie chce, albo żadna książka nie może przykuć mojej uwagi na dłużej. Wtedy wyciągam takiego sprawdzonego autora i świat od razu staje się lepszy :)
      U mnie takim pewniakiem jest ostatnio Alexander McCall Smith :)

      Smootny Clown - myślę, że dobrze wpisujesz się ogólny trend. Julian Barnes cieszy się dobrą sławą, a jego książki są zazwyczaj chwalone, zarówno przez krytyków jak i recenzentów :)

      Usuń
    3. cóż, na całe szczęście nie wpisuję się w ten trend zbyt często;) Myślę, że w tym przypadku wynika to po prostu z tego, że Barnes ma już wyrobione nazwisko i jego klasa jest powszechnie uznana. Ale równie mnie zachwyca niedoceniony Chris Cleave na przykład..

      Usuń
    4. A czytałeś coś jeszcze oprócz "Między nami"? Akurat tę książkę mam w planach, ale wiem, że druga jego książka przetłumaczona na j. polski.

      Usuń
    5. Nie, nic więcej nie czytałem. Rzeczywiście wyszła jeszcze "Drogi Osamo", ale jak się zorientowałem, że Cleave jest taki zajebisty, była już wyczerpana. Teoretycznie gdzieś na allegro jest, ale zawsze są jakieś ważniejsze wydatki. Zresztą, Cleave trochę tych książek napisał, może coś się jeszcze po polsku wyda:)

      Usuń
  3. Nie słyszałam o tej książce, ale twoja recenzja mnie bardzo zaciekawiła. Z chęcią rozejrzę się za tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo żałuję, że nie kupiłam jej, gdy w ubiegłym roku była na wyprzedaży w Weltbildzie :(

      Usuń
  4. Ja zaczęłam moja przygodę z Barnesem od Anglia Anglia, przeczytanej po polsku. To było zanim się przeprowadziłam do Anglii i chyba nie zrozumiałam wtedy tej książki. Jest ona pełna wewnętrznych aluzji i żartów zrozumiałych tylko dla tych co w tej Anglii trochę czasu spędzili. Może teraz by mi się bardziej spodobała.

    Z kolei w Londynie już przeczytałam Poczucie kresu, które zrobiło na mnie małe wrażenie. Od taka typowa powiastka faceta, któremu bliżej końca życia niż początku. Za to całkiem podobały mi się opowiadania 'Cross Channel' opowiadające różne historie spotkań francusko-angielskich. Po polsku to się nazywa bodajże 'Po drugiej stronie kanału'.

    2 sieprnia widziałam kobietę czytającą Arthur & George po polsku w samolocie z Londynu do Warszawy. Może to byłaś ty! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Poczucie kresu" jest chyba dość męską książką i mnie też nie powaliła. Myślę, że za jakiś czas wezmę się za "Papugę Flauberta".
      Niestety to nie byłam ja. Swój egzemplarz czytałam na balkonie w towarzystwie dwóch kotów i dwóch psów :)

      Usuń
    2. Myślę, że to nie 'męskość' tej książki jest problemem. Chyba że chodzi o to, że wszelkie postaci kobiece były jakimiś niezrozumiałymi eterycznymi ptakami rajskimi. Dla mnie była to po prostu książka raczej kiepska.

      Usuń
  5. Obecnie tę książkę czyta mój tata, no i strasznie przy tym narzeka. A to, że akacja jakaś niespieszna, a to że sensu brak, a to że perspektyw nie widać. Spróbuję później :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ... myślę, że podobnie reagowałaby moja mama, która uważa że w książce musi się coś dziać, a takie długie opisy to nuuuuda :)
      Zależy co kto lubi :)

      Usuń
  6. Też nie lubię długich opisów :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...