Po ponad miesięcznej przerwie pora na kolejne recenzje. Czerwiec jest dla mnie, podobnie jak styczeń, okresem tak intensywnej pracy, że cieszyłam się każdą wolną minutą spędzoną z książką. O pisaniu na blogu już nawet nie marzyłam. Teraz wracam do normalnego funkcjonowania i cieszę się z tego ogromnie.
Przez ten czas gdy mnie tu nie było, udało mi się przeczytać dwie książki i tyleż samo wysłuchać, podróżując do pracy i z pracy. O dwóch z nich chciałabym napisać. Obie, choć diametralnie różne, ogromnie mi się podobały i śmiało mogę je zaliczyć do najlepszych książek przeczytanych w tym roku :-)).
Pierwsza to "Belcanto" Ann Patchett. Jeśli nie spotkaliście się do tej pory z tą książką, to powinniście naprawić to zaniedbanie i jak najszybciej ją przeczytać. Jest to NIESAMOWITA książka, pokazująca ludzką małość i wielkoduszność, książka kipiąca emocjami, budzącymi się uczuciami, pełna cichych szeptów, ukradkowych spotkań i skomplikowanych relacji. Jej konstrukcja bardziej przypomina spektakl teatralny lub operę, niż zwykłą powieść. Zresztą muzyka operowa rozbrzmiewa w tej książce niemalże bez ustanku.
W jednym z państw Ameryki Południowej, w rezydencji wiceprezydenta zorganizowano przyjęcie urodzinowe dla pewnego japońskiego biznesmena, pana Hosokawy. Władze liczą, na nawiązanie z nim współpracy, stąd też przyjęcie jest bardzo wystawne, goście wyselekcjonowani, a punktem kulminacyjnym ma być występ diwy operowej Roxane Coss, którą jubilat jest zafascynowany. I oto nagle w trakcie koncertu gaśnie światło i do domu wpadają terroryści. Żądają wydania głowy państwa, ten jednak jest nieobecny (został w domu by obejrzeć swoją ulubioną operę mydlaną). Zamachowcy muszą zmienić plany i zamiast uciec z prezydentem, zostają w rezydencji, a uczestnicy przyjęcia stają się ich zakładnikami. Dzięki zabiegom negocjatora, terroryści godzą się na wypuszczenie kobiet (za wyjątkiem Roxane Coss), chorych mężczyzn (w tym jednego tchórzliwego lekarza symulującego ciężką chorobę) i księży (jeden ochoczo udał się do wyjścia, drugi poprosił o możliwość pozostania). Pozostawieni w domu zakładnicy musieli podporządkować się zasadom narzuconym na uzbrojonych napastników i starać się przeżyć. Mijały dni, potem tygodnie i miesiące. Reżim powoli łagodnieje, zakładnicy, którzy na co dzień byli zapracowanymi ludźmi, teraz mieli mnóstwo czasu, grali więc w szachy, rozmawiali, gotowali i z zapartym tchem słuchali śpiewu Roxane Coss, która każdego dnia odbywała próby.
Terroryści nie mieli pomysłu co zrobić w zaistniałej sytuacji i wydawać się może, że celowo przedłużali pobyt w willi. Na co dzień żyjący w lesie, tutaj mieli możliwość zaznania zwykłego, miejskiego życia, którego wielu z nich nigdy wcześniej nie znało. Spali w łóżkach, namiętnie oglądali telewizję, z zafascynowaniem oglądali przedmioty zgromadzone w domu.
Ku zdumieniu wielu, okazało się, że dwóch napastników to kobiety, a
właściwie młode dziewczyny, a kilku terrorystów to bardzo młodzi
chłopcy. W tej napiętej i niecodziennej atmosferze pomiędzy zakładnikami i zamachowcami rodziły się coraz bliższe relacje. Jedna z dziewczyn potajemnie spotyka się z tłumaczem pana Hosokawy, podczas gdy on w tajemnicy przemyka do pokoju śpiewaczki i jak sam przyznaje - nigdy nie czuł się szczęśliwszy niż w tym zamknięciu.
Jak w każdej operze - w dusznej atmosferze domu czuć w zbliżający się nieuchronnie koniec. Jak zakończy się ta historia, czy zakładnicy zostaną uwolnieni, czy zakładnicy zostaną pojmani? Przeczytajcie książkę, a dowiecie się wszystkiego.
Piękna, niesamowita historia!
Piękna okładka.
OdpowiedzUsuńTak ... na mnie też zrobiła wrażenie :-)
UsuńRzeczywiście jestem ciekawa zakończenia. Będę mieć tę książkę na uwadze :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam. Czuję, że tę książkę będę pamiętać długo :)
UsuńBelcanto mogę zaliczyć chyba do pierwszej 20-tki czytanych książek. Świetna, elektryzująca, oryginalna!
OdpowiedzUsuńTak, ja chyba też umieściłabym ją w moim TOP 20 EVER :)
UsuńCzytałam "Belcanto" ponad dwa lata temu i do dzisiaj jestem pod wielkim wrażeniem tej książki. Gdy pożyczałam ją z biblioteki wydawała mi się miłym i nieskomplikowanym czytadłem, idealnym do poczytania przed snem. Natomiast z każdą kolejną stroną owo "czytadło" pochłaniało mnie coraz bardziej, nie pozwalało zasnąć, odłożyć się na półkę, czarowało mnie i zabawiało. Urosło do rangi niesamowitej, pięknej powieści, której, co najlepsze, wcale się nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuńOd tamtej pory polecam tę książkę przy każdej możliwej sposobności. Cieszę się, że i Tobie przypadła do gustu.
Pozdrawiam!
Ja tez nie spodziewałam się tego co dostałam. Kiedyś u Padmy w Mieście Książek czytałam recenzję "Belcanto" i wiedziałam, że jest dobra, ale nie podejrzewałam, że aż tak :)
Usuń