czwartek, 16 czerwca 2011

"Zbieg okoliczności" - Joanna Chmielewska

Zawsze gdy wyjeżdżam na działkę nad jeziorem zabieram ze sobą kilka książek, a wśród nich musi być choć jedna pozycja Joanny Chmielewskiej. Leżę sobie potem na leżaku, popijam zimne piwo, w sezonie bobowym zagryzam bobem i czytam Chmielewską (gdzie i piwa i bobu też nie brakuje). Tym razem czytałam jedną ze starszych książek "Zbieg okoliczności" (1993 r.), którą to chyba śmiało można zaliczyć do tych najbardziej udanych i zwariowanych kryminałów tejże autorki.
Mamy oczywiście morderstwo i jedną podejrzaną facetkę. Kilkanaście stron dalej mamy już dwie podejrzane facetki [uwielbiam to słowo ;)] dla odróżnienia nazywające się ........... tak samo. Jedna i druga to Joanna Chmielewska, z tym że jedna jest teściową drugiej. Jest też fajny policjant, pojawiająca się w wielu książkach Alicja, jest szajka złodziei i kilka innych ciekawych postaci.
Akcja, a przynajmniej jej początek, przedstawia się następująco. Policjant Tadeusz Jarzębski udaje się na umówione spotkanie z pewnym Mikołajem, który ma mu wyjawić kto fałszuje studolarówki. Na miejscu okazuje się, że Mikołaj nie żyje, a ostatnią osobą widzianą (przez wścibską sąsiadkę) jest pewna blondyna, która wyglądała "jak wydra, wypłosz taki, łeb rozczochrany". Owa blondyna zabrała z domu Mikołaja jakąś torbę i udała się z nią na Dworzec Centralny z zamiarem pozostawienia jej w skrytce. Niestety skrytki na Dworcu były nieczynne, a na dodatek, na skutek pomyłki blondyna weszła w posiadanie innej torby niż ta, którą miała wcześniej. Niestety podczas przejmowania torby musiała użyć przemocy, a to nie spotkało się z aprobatą posiadacza. No więc uciekła, wskoczyła do pierwszego lepszego autobusu a tam...
"— Cześć, kochana! — powiedział ktoś za mną. — Nie jestem pewna, ale możliwe, że z nieba mi spadasz!
Obejrzałam się. Za mną stała moja była teściowa, matka mojego drugiego męża. Lubiłam ją. Lubiłam, to za mało powiedziane, przez nią w ogóle wyszłam za niego.
— Cześć! — ucieszyłam się. — Możliwe, że to ty mi z nieba spadasz! Co się stało, że jedziesz autobusem?
— Słuchaj — powiedziała teściowa gorączkowo, nie zwracając uwagi na moje słowa. — Masz chwilę czasu? Powiedzmy, do jutra?
Nie byłam pewna, czy to, co mam, można określić chwilą czasu, ale ona i tak nie czekała na odpowiedź.
— Leć za mnie do Kopenhagi! — zażądała, przyciszając głos. — Samolot jest za pół godziny. Masz przy sobie paszport? — zaniepokoiła się nagle.
Zgłupiałam do tego stopnia, że wyjęłam kosmetyczkę z kieszeni i sprawdziłam. Miałam.
— No widzisz! — powiedziała z ulgą. — A ja nie. Zostawiłam cały portfel i to nie w domu, a u jednej facetki, która, nie ma telefonu i właśnie wyjechała do jakiegoś zadupia. Dlatego nie mam także pieniędzy na taksówkę i tym autobusem jadę na gapę. Bilet na samolot mam, ponieważ odebrałam go wcześniej i właśnie kiedy teraz chciałam go schować, stwierdziłam brak portfela. Wiem, że wyjmowałam go z torby u niej, dzisiaj po południu. Więc leć ty. Nazywamy się jednakowo, nie trzeba nawet nic zmieniać.
Zrobiło mi się gorąco. Błyskawicznie pomyślałam, że ona ma rację. Noszę nazwisko po jej synu, a na imię mam tak samo jak ona. Daty urodzenia i nazwiska panieńskiego nikt na bilecie lotniczym nie umieszcza. Jeśli jeszcze mam przy sobie pieniądze…
Sprawdziłam pośpiesznie. Plastikowe okładki z małym kartonikiem w środku tkwiły w kosmetyczce. Dużo tam tego nie było, ale przy odrobinie uporu na tydzień mogło wystarczyć, a filia den Danske Bank znajduje się na Kastrupie… Dla mnie zaś było to wyjście wręcz znakomite! [....]
— Zaraz, nazwisko nazwiskiem, ale po co ty tam w ogóle lecisz? I, czekaj, chwileczkę, dlaczego jedziesz na lotnisko, skoro nie masz paszportu?! Przecież cud nie nastąpi…?!
— A otóż właśnie tak! — odparta teściowa z triumfem. —Szczerze mówiąc, jechałam, licząc na cud, i proszę bardzo, jest cud! Bez cudu, pomyślałam, że uda mi się wtrynić te rzeczy stewardesie, kapitanowi, w ogóle załodze, a Kajtuś tam odbierze albo co, ale zastąpienie mnie przez ciebie podoba mi się bardziej.
— Mogę tam za ciebie załatwić…?
— Oczywiście! Wiozę do Alicji grafiki Kajtusia. On tam jest, robi małą wystawkę, oprawiali mu tu, spóźnili się i obiecałam, że przywiozę, bo i tak zamierzałam pojechać, tyle że za tydzień. No więc ty zawieziesz, żadna różnica. Pieniądze ci zwrócę, a przenocujesz u Alicji."
I tym sposobem główna podejrzana poleciała do Kopenhagi, co bynajmniej nie poprawiło jej wizerunku w oczach policji. Oczywiście w całą intrygę wmieszała się Joanna Chmielewska teściowa i pisarka i powstało potworne zamieszanie z policją, fałszerzami banknotów i obiema Chmielewskimi w roli głównej.

Cóż mogę powiedzieć, na pewno nie jest to książka do czytania na ulicy albo w autobusie - no chyba, że ktoś lubi jak ludzie na niego dziwnie patrzą. Momentami śmiałam się tak, że aż mi tchu brakowało. Momentami też gubiłam się w intrydze, ale i tak wpisuję tę książkę na listę moich ulubionych kryminałów Joanny Chmielewskiej. Prześmieszna i totalnie resetująca książka :)

4 komentarze:

  1. Często czytam w środkach komunikacji miejskiej, czasem w kolejkach, przywykłam do "dziwnych" spojrzeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Chmielewską. Tego jeszcze nie czytałam. Wolę jej starsze powieści, a piszesz, że ta do takowych należy. Będę musiała nadrobić zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chmielewską jako autorkę kryminałów dopiero poznaję - jest nierówna, to moje główne wrażenie. Jednak "Zbieg okoliczności" zapowiada się ciekawie, więc gdy znów będę sięgać po jej kryminał, wybiorę pewnie ten :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...