Witajcie :)
Trochę mnie nie było, gdyż ostatnie tygodnie obfitowały w wydarzenia nie mające nic wspólnego z książkami. Musicie wiedzieć, że choć uwielbiam książki i bez czytania nie wyobrażam sobie życia, to są jeszcze inne rzeczy, które kocham równie mocno, m.in. siatkówka. Tak więc ostatnie tygodnie spędziłam m.in. przed telewizorem oglądając najpierw naszych siatkarzy grających w Memoriale im. Huberta J. Wagnera, a następnie kibicując dziewczynom grającym (niestety bez powodzenia) w Mistrzostwach Europy. W piątek zaczynają się Mistrzostwa Europy Mężczyzn więc znowu obudzi się we mnie kibic :)
Jakby tego było mało, przez kilka dni byłam domem tymczasowym dla dwóch
małych kociaków, które ktoś wyrzucił na ulicę, po tym jak uznał, że są
dostatecznie duże i z pewnością poradzą sobie same. Otóż nie! Nie
poradzą sobie! Domowe koty, które regularnie dostają jedzenie, którym
nie grozi żadne niebezpieczeństwo, nie nauczą się ot tak zdobywać
pożywienie i oceniać zagrożenie. Zwłaszcza gdy mają 3 miesiące.
Siedziały więc na środku chodnika głodne, zmęczone i przerażone i nie
rozumiały dlaczego osiedlowe koty próbują je przegonić ze swojego
terytorium.
Oczywiście zabrałam je do domu. Na szczęście szybko znalazły nowe domy.
Kotek już następnego dnia pojechał do nowej rodziny, a kotka musiała
poczekać jeden dzień. Gdyby została jeszcze jedną noc miałabym problem,
żeby ją oddać. To taka mała słodka rozrabiara i kierowniczka. Ganiała za
moimi kotami, skakała po psach, polowała na ich ogony i o dziwo psom nawet się to podobało. Po jej wyjeździe Tymianek szukał jej po
całym domu i miauczał żałośnie.
kawa mrożona to jest to! - Lubczyk |
coś bym porobił, ale mi się nie chce - Tymianek |
Tyle o kotach.
Jutro wracam do Was z odpowiedziami na świetnie pytania wymyślone przez Sylwię z bloga Papierowy morderca w ramach Liebster Blog Award. A za kilka dni możecie spodziewać się recenzji "Domu pod Lutnią". Przeczytałam tę książkę z ogromną przyjemnością i chcę ją Wam polecić na jesienne wieczory :).
Kończąc chciałabym polecić Wam świetny tekst z bloga Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, pt: "Cała para w gwizdek, czyli o psuciu wszystkiego" (link TUTAJ ) o rzekomym zapotrzebowaniu społecznym na kulturę mierną i marną.
Śliczne te kociaki. U mnie też cały czas ktoś wypuszcza małe kotki, już kilka razy udało mi się znaleźć małe, zabiedzone, chowające się u mnie w ogródku albo próbujące się dostać do piwnicy, ja nie wiem jak ludzie mogą tak robić, czy tak trudno jest umieścić ogłoszenie gdzieś w sieci, albo popytać znajomych i oddać kociaka w dobre ręce?
OdpowiedzUsuńOj, to jest temat na cały elaborat. Uważam, że jeśli ktoś jest w stanie skrzywdzić zwierzę, tak samo może zrobić krzywdę drugiemu człowiekowi i znajdzie na to wytłumaczenie.
UsuńJeden pies i dwa moje koty zostały wzięte z ulicy, bo komuś się znudziły lub przeszkadzały, a ja patrzę na nie i nie rozumiem, jak ktoś mógł nie chcieć tak cudownych zwierzaków.
Każda z nas i każdy ma swoje życie poza blogowe i tak powinno być, to jest zdrowe. Kociaczki były cudne i jak widzę miały podwójne szczęście w postaci Ciebie a teraz nowych domów. Brak serca wyrzucił je na ulicę, ale wielu serca ma duże i to jest cudowne.
OdpowiedzUsuńNa recenzję czekam, gdyż ksiązka już chwilę temu mnie zainteresowała.
Natanna, czasami gdy czytam inne blogi i widzę jak wielką wiedzę i szerokie spojrzenie mają niektóre osoby, zastanawiam się co robią w życiu, czym jeszcze się pasjonują. Domyślam się, że książki to tylko jeden z elementów życia blogowiczów i to jest fajne :)
UsuńO "Domu pod Lutnią" napiszę w najbliższych dniach :)
UsuńTak mi się smutno zrobiło z tymi kotami, bo mojego dni są niestety policzone. Ma 15 lat i miewa się coraz gorzej :( Nie wiedziałam, że jesteś kibicką siatkówki, bo ja też oglądam naszych panów i będę im gorąco kibicować :)Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNiestety nasze zwierzęta żyją za krótko :((
UsuńByłam siatkarką przez dłuuuugie lata, więc ta dyscyplina już na zawsze pozostanie najbliższą ze wszystkich :)
No proszę, jakie sympatyczne zwierzaki! ;) Przed chwilą przeglądałam zapowiedzi książkowe i teraz, obejrzawszy te zdjęcia, pomyślałam sobie, że "Biuro kotów znalezionych" mogłoby ci się spodobać. ;)
OdpowiedzUsuń"Biuro kotów znalezionych"? Nie słyszałam. Świetny tytuł. Muszę się rozejrzeć za tą książką. Dzięki za podpowiedź :)
UsuńCudne kociaki. Dobrze, że trafiły na Ciebie. Moja Mysza też jest taką "znajdką". :)
OdpowiedzUsuńCzekam na recenzję Orłosia. Czuję, że to może być książka dla mnie.
Takie znajdki są najfajniejsze :)
UsuńA Orłosia trochę mi odradzano, ale nie potrafię zrozumieć dlaczego.
Recenzja wkrótce :)
Kotki piękne, nie dziwię się, że żal było się z nimi rozstawać.
OdpowiedzUsuńKotki piękne, nie dziwię się, że żal było się z nimi rozstawać.
OdpowiedzUsuńTak, do kotka nie zdążyłam się przywiązać, bo wyjechał następnego dnia, ale dziewczyna była u mnie prawie 3 dni i dawała takiego czadu, że nie sposób było się nie zakochać. Mała, śliczna zołza :)
UsuńO! Widzę kolejny kibic siatkówki :) Też będę oglądać siatkarskie euro, i stresowałam się też Wagnerem. Cudem to wygraliśmy :)
OdpowiedzUsuńO, jest nas więcej. Świetnie :)
UsuńMHJW to był turniej towarzyski, a podobnie jak Ty przeżywałam stresy. Na ME będę miała jak zwykle stan przedzawałowy ;)
Witam i ja:) Miło odnajdować tutaj kolejnych siatkarskich fanów:) Kilka godzin temu wróciłam z Gdańska (z fazy grupowej ME) i... czekam na kolejne mecze (wierzę, że nasza przygoda nie skończy się na barażu), tym razem już przed telewizorem:)
UsuńPozdrawiam serdecznie. Będę na pewno zaglądać częściej:)