Kilka lat temu próbowałam bliżej zapoznać się z Margaret Atwood, ale wtedy jakoś jej pisarstwo mi nie zaimponowało. Już nawet nie pamiętam czy próbowałam czytać "Dobre kości" czy "Kocie oko", a może obie? W każdym razie nie dobrnęłam nawet do połowy. W tym roku postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansę, zwłaszcza że na bibliotecznej półce znalazłam "Panią wyrocznię".
Atwood jest pisarką feminizującą, więc nie zdziwiły mnie portrety
mężczyzn w "Pani wyroczni". Ojciec, który żył cichutko w cieniu swojej
żony, a po jej śmierci powie "Może mi nie uwierzysz, ale ja naprawdę
kochałem twoją matkę", Artur - działacz lewicowym, zmieniającym co
jakiś czas obiekt swoich protestów i angażującym się w nowe projekty bez
większego skutku czy Jeżozwierz Królewski - poeta i artysta
wystawiający przerażające eksponaty zabitych zwierząt. Wszyscy oni są
słabsi, w pewnym sensie zależni od kobiet, zagubieni i nieporadni lub skoncentrowani tylko na sobie i nie mogą stanowić oparcia. "Według mnie większość kobiet popełniała zasadniczy błąd: oczekiwały, że mąż je zrozumie. Traciły wiele cennego czasu na to, żeby tłumaczyć, uprzystępniając swoje uczucia i reakcje, miłość i złość, czułe punkty, życzenia czy wady, jakby samo opowiadanie o tych sprawach mogło przynieść pożądane skutki." To
główna bohaterka prowadzi podwójne życie, ma sekrety i ogólnie "daje
radę" choć jej mąż nią pogardza i wstydzi się jej przed nowymi
znajomymi. Joan ma wiele sekretów. Nie przyznaje się, że w dzieciństwie
była grubaską (to wspomnienie prześladuje ją także w dorosłym życiu), że pod pseudonimem Louize Delacourt pisze powieści
grozy.
"Pani wyrocznia" to jedna z pierwszych powieści tej znanej i poczytnej pisarki kanadyjskiej i to się niestety czuje. Książka nie porywa, choć mimo wszystko ma wiele zalet i warta jest przeczytania. Podobała mi się jej pierwsza część, która opowiada o dzieciństwie Joan, o matce która jej nie akceptowała, o nieudanej próbie zostania baletnicą (scena z tańczącą "kulką naftaliny" była bombowa!!) i skautką. Dla Joan, żyjącej w ciągłym konflikcie z matką, najbliższą osobą staje się ciotka Lou. Razem chodzą do kina, a potem także na seanse spirytystyczne. Niestety ciotka nagle umiera, a matka atakuje ją z nożem w ręku. Joan wyjeżdża do Anglii gdzie zaczyna wieść dorosłe życie. Poznaje Pawła (polski hrabia) i korzystając z jego pomysłu zaczyna pisać powieści grozy. Paweł pisuje romanse z pielęgniarką w roli głównej, z których dochód pozwoli mu sprowadzić matkę do Anglii. Później Joan spotyka Artura, wraca do Kanady. W pewnym momencie jej życie zaczyna przypominać rollercaster. Wszystkie sekrety i tajemnice nawarstwiły się do tego stopnia, że Joan nie widzi innego wyjścia jak tylko sfingować swoją śmierć i uciec. To dorosłe życie głównej bohaterki mniej mi się podobało. Zbyt dużo chaosu, ukrytych lęków i niezdecydowania sprawiły, że lektura nie była już taka przyjemna. No i rozczarowało mnie zakończenie. Szczerze mówiąc oczekiwałam "WIELKIEGO BUM", a wyszło jakoś tak nijako, zwłaszcza w kontekście całej fabuły. Ale nie skreślam Margaret Atwood i w przyszłości mam zamiar przeczytać jakąś bardziej docenioną jej powieść i przekonać się czy mi po drodze z tą pisarką, czy też nie.
A "Pani wyroczni" daję:
Szkoda że w Polsce wydaje się słabe zagraniczne książki, a nasi rodzimi autorzy mają problemy aby wydać swoje książki poza krajem.
OdpowiedzUsuńRaczej nie powiedziałabym, że Margaret Atwood jest słabą pisarką.
OdpowiedzUsuńJest jedną z moich ulubionych, chociaż rozumiem że komuś może nie przypaść do gustu.
Spróbuj przeczytać 'Opowieść Podręcznej'