Tytuł: "Taniec szczęśliwych cieni"
Autor: Alice Munro
Tłumaczenie: Agnieszka Kuc
Tytuł oryginału:"Dance of the Happy Shades and Other Stories"
Wydawnictwo: Literackie
Miejsce i data wydania: Kraków 2013
Liczba stron: 356
Kiedy wypożyczałam tę książkę z biblioteki Alice Munro była laureatką Bookera, wybitną pisarką, a nad jej opowiadaniami pochylała
się królowa brytyjska w "Czytelniczce znakomitej". Mniej więcej w połowie lektury okazało się, że oto mam od czynienia z noblistką. Czy to zmieniło moje postrzeganie lektury? Mam nadzieję, że nie. Cóż warte byłyby moje wrażenia gdybym sugerowała się opinią grona specjalistów, choćby tak zacnego jak Komitet Noblowski. A z drugiej strony, czy można nie brać ich pod uwagę? Trudna sprawa. Zwłaszcza, że jakby nie patrzeć, nie jestem targetem. Nigdy nie byłam wielką fanką opowiadań. Zazwyczaj sięgam po nie głównie w celach poznawczych i rzadko zdarza się, żeby w ich lekturze znajdowała jakąś wielką przyjemność.
Jak było tym razem?
W sumie
jest całkiem okej. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę obwolutę. Okładki książek Alice Munro niesłychanie przyciągają moją uwagę. Intensywne, świetliste kolory, ciekawie dobrana czcionka, dużo światła na stronach - strona techniczna książki na 5+. Niewątpliwym plusem jest też świetny, intrygujący tytuł.
"Taniec szczęśliwych cieni" to zbiór 15 opowiadań i jak podpowiada
Wikipedia, pierwszy, wydany pod koniec lat 60. XX wieku. Polscy wydawcy nie spieszyli się zbytnio z wydaniem przekładu i zrobili to dopiero w tym roku ;-)
U Munro podoba mi się to, że ona pisze o ludziach, o pojedynczych osobach, ich słabościach, radościach, wadach i zaletach, Dzięki temu te opowiadania ciągle pozostają aktualne, bo ludźmi ciągle targaja te same emocje - niezależnie od szerokości geograficznej i daty w kalendarzu. Najdłużej zapamiętam dwa opowiadania: "Piękne domy" i "Pocztówka", choć intrygujące jest też "Biuro".
Pierwsze opowiada o ludziach zamieszkujących przy niewielkiej, ale uroczej ulicy. Wybudowali tam swoje piękne, nowoczesne domy i nagle okazało się, że największą przeszkodą do pełni szczęścia jest dom pani Fullerton, stary, zniszczony, stojący tam od niepamiętnych czasów. Różnymi metodami próbują go usunąć zasłaniając się prawem, estetyką i wartością pobliskich nieruchomości. "Piękne domy" to bardzo ciekawe studium ludzkiej natury - fałszywie widzianej sprawiedliwości i uczciwości.
"Pocztówka" to po prostu świetna historia. Helen i Clare są parą, on jest starszy o 12 lat i "nigdy niczego nie tłumaczy". Co roku Clare wraz z siostrą i szwagrem wyjeżdżają na wakacje na Florydę, a Helen czeka na pocztówkę. Jednak tym razem jest trochę inaczej. Co prawda pocztówka przychodzi i jak zwykle zawiera kilka zdawkowych zdań. Ale tego samego dnia Helen dowiaduje się, że podczas urlopu, jej (jak się wydawało) narzeczony poślubił inną kobietę.To opowiadanie jest doskonałe, trafione w punkt, czytelnika nie obchodzi przeszłość bohaterki, ani to, co się stanie w przyszłości. Liczy się tu i teraz i w tym przypadku krótka forma sprawdza się najlepiej.
Podoba mi się styl Alice Munro, która pisze bardzo ładnym i estetycznym językiem, dosyć prostym, ale wcale nie łatwym. Przychodzi mi do głowy termin "dyskretna elegancja" i myślę, że on najlepiej odda istotę tego stylu.
Tak jak napisałam na początku, opowiadania nigdy nie były
moim ulubionym gatunkiem literackim, ale ten zbiór jest dosyć interesujący i stanowił dobrą lekturę autobusową. Myślę, że
miłośnikom krótkich form może bardzo przypaść do gustu. A ja za jakiś czas na pewno sięgnę po kolejne, nowsze opowiadania Alice Munro, bo chcę się przekonać jak i czy w ogóle, zmieniał się jej warsztat, patrzenie na świat i ludzi.
4/6